USA 2015
reż. Ken Scott
gatunek: komedia
Pewnie nie tylko ja mam tak, że mimo posiadania jakiejś dużej listy filmów do obejrzenia, które chce się od dłuższego czasu z jakichś powodów zobaczyć w pewnym momencie decyduje się na zobaczenie czegoś zupełnie innego, z poza listy, nie rokującego na szczególne ambicjonalne ale w zamian za to nieobciążające i krótkie. Tak było też i tym razem, gdy poprzez nagły impuls zdecydowałem się na właśnie ten film.
Poznajemy niejakiego Daniela Trunkmana (Vince Vaughn), który nie godząc się na kilkuprocentową obniżkę pensji postanawia odejść z firmy i rozkręcić własny biznes. Do swej nowej kompanii przyjmuje podstarzałego erotomana Timothy'ego (Tom Wilkinson) oraz niedorozwiniętego Mike'a Naleśnika (Dave Franco). Po roku nieszczególnych zysków trafia im się okazja na podpisanie wielkiego kontraktu. Jednak zawarcie pewnej wydawać by się mogło umowy staje na włosku, gdy okazuje się że konkurencją dla Daniela będzie jego dawna firma z Chuck Portnoy (Sienna Miller) na czele. Niezbyt rozgarnięta kompania Trunkmana rusza do Berlina, by spotkać się z przedstawicielami zarządu kontrahenta.
Film jest skrajnie głupi. Począwszy od założeń fabularnych, gdzie wielomilionowe kontrakty mieliby załatwiać pornodziadek i upośledzony chłopak, który nie wie jaki kształt ma koło, po przygody jakie spotykają bohaterów (takie jak upadanie na wystające z dziury penisy w klozecie gejklubu) czy całkowite pomieszanie się wątków. Bo z jednej strony mamy postać Daniela, jako porządnego biznesmena, ale jaki porządny biznesmen zatrudniłby do 3 osobowej firmy dwójkę idiotów? Do tego sceny z glory holes czy innymi czerstwymi żartami przeplatają się z rodzinnymi rozmówkami Daniela i wtedy film przybiera iście amerykańskiego, patetycznego moralizatora, gdzie bohater zastanawia się jakim jest ojcem dla małej córki, czy doradza dręczonemu w szkole synowi - loserowi. No te wstawki nijak nie pasują do reszty filmu, poza tym są strasznie tandetne i przewidywalne. Tak samo jak przewidywalny jest humor, który swoją drogą stoi na max. gimnazjalnym poziomie. Wyszło tutaj nieudolne połączenie Kac Vegas z Eurotripem z dodatkiem wątku ojca rodziny. Przez te 90 minut może dwa razy się uśmiechnąłem pod nosem, ale to też raczej poprzez tanie chwyty niż wysublimowany humor. Raczej nie polecam, poniżej przeciętnej.