niedziela, 1 stycznia 2017

Ranking Roku 2

Właśnie skończył się rok 2016, więc nadszedł tradycyjny czas podsumowań. Rok temu stworzyłem zestawienie moich ulubionych filmów, które obejrzałem w 2015 roku (do przeczytania w TYM miejscu) i kontynuując ten zwyczaj cieszę się, że mogę podobne zestawienie przygotować też teraz. Ubiegłe 12 miesięcy przyniosło wiele ciekawych premier, miałem też okazję zapoznać się z wieloma filmami z lat minionych. To wszystko złożyło się na grubo ponad 200 obejrzanych tytułów, z których teraz trzeba będzie wybrać te najlepsze. Zadanie ciężkie, gdyż naprawdę trudno czasem o kolejność wśród bardzo dobrych tytułów. Także niestety często będzie dominował subiektywny gust uznaniowy. Cieszy mnie fakt, że w tym roku nie ograniczałem się do oklepanych hollywoodzkich produkcji i polskich tytułów (których poziom w 2016 r. mogę jednak zaliczyć generalnie na plus). Udało mi się odkryć zasługujące na uwagę kino południowokoreańskie, wyłowiłem też szereg europejskich perełek, z czego część nie była dostępna w polskiej dystrybucji. To tylko zachęta do dalszego odkrywania kina, zejścia z utartych szlaków. Do takich poszukiwań zachęcam każdego. Ranking ten jest też dobrą okazją, by podziękować czytelnikom. Ostatnie miesiące to duży wzrost osób przeglądających stronę (ludzie logują się z wielu stron świata), co daje już całkiem niezłe wskaźniki ok. 12 tysięcy wejść w miesiącu - jak na niepromowaną stronę to moim zdaniem dobry rezultat. Także dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają bloga i liczę, że będziecie ze mną w 2017 roku! A teraz zapraszam na listę szesnasty filmów, które zyskały u mnie największe uznanie w 2016 roku. Oraz kilka bonusów, czyli filmów, które również warto obejrzeć, chociaż nie zmieściły się wśród pozycji numerowanych.



Ten film powalił mnie na kolana. Śmiało mogę powiedzieć, że stylistycznie, fabularnie i aktorsko to najlepsza produkcja Chan-wook Parka, lepsza nawet od kultowego już Oldboya. Przeniesienie współczesnej brytyjskiej powieści dziejącej się w epoce wiktoriańskiej do kolonialnego okresu Japonii to przewrotny strzał w dziesiątkę. Do tego wysublimowana gra postaci, twisty fabularne, poetyka scen - w tym filmie jest po prostu wszystko, a klimat wylewa się z każdego miejsca. Każdy miłośnik kina powinien mieć ten w film w kategorii obejrzanych.



Arcydzieło w wykonaniu Davida Lyncha. Coś unikalnego na skalę globalną, a w czasach, gdy w filmie pokazano już chyba wszystko to naprawdę spore wyróżnienie. Niedawno w jakimś szacownym zagranicznym rankingu film ten został uznany najlepszą produkcją XXI wieku. Nie wiem, czy był najlepszy, jednak wcale mnie nie dziwi ten wybór. Fabularny i realizatorski majstersztyk, który stanie się zrozumiały dopiero po obejrzeniu, i to być może nie pierwszym. Mówienie o szczegółach tego filmu tylko psuje jego odbiór - to trzeba zobaczyć. 



Jednym się ten film podoba, inni zaś wieszają na nim psy. Ja jak najbardziej zaliczam się do tej pierwszej grupy. Chociaż kilka elementów fabularnych widziałbym inaczej film kupił mnie swoim klimatem (ludzie zamknięci w ciasnym pomieszczeniu plus szalejąca dookoła śnieżna zamieć robią swoje), aktorstwem (nie było tu topowych gwiazdorów a ulubieńcy reżysera co wyszło na plus), znakomitą, oscarową ścieżką dźwiękową Morricone, dialogami (jest przegadane, ale za to w jaki sposób!). Mało jest tak długich filmów, gdzie czas tak szybko leci. Chętnie jeszcze kiedyś powrócę do Pasmanterii Minnie i Wam też ją jak najbardziej polecam.



W moim prywatnym zestawieniu jeden z lepszych polskich filmów w ogóle. Smarzowski borykając się z kłopotami wreszcie oddał widzom zrealizowany perfekcyjnie ambitny projekt pokazania zbrodni wołyńskiej. Temat trudny i film potrzebny, jednak samym tematem nie da się zrobić dobrego filmu. Reżyser jednak stworzył prawdziwą perełkę - jest tu wszystko, od pokazanie obyczajów przedwojennych Kresów, budowanie napięcia między nacjami, przechodzenie ziemi z rąk do rąk w wojennej zawierusze, wreszcie okropieństwa działalności UPA i próby polskich kontrataków. Wszystko pokazane tak, by nie narazić się na konflikt polityczny (który i tak wybuchł) uznania filmu za antypolski czy antyukraiński. W tej monografii dantejskich scen na Wołyniu ginie trochę aspekt fabularny głównych postaci, jednak one są tutaj tylko tłem - liczy się całkiem co innego.



Krytycy często chwalili irańskich filmowców. Miałem jednak wrażenie, że czynią to ze względu na to, że tamtejsze produkcje powstają na trudnym terenie opresyjnego państwa, a takie filmy z założenia mają łatwiej na przeróżnych festiwalach. Aż wreszcie obejrzałem ten film Farhadiego. I się oczarowałem - wielopoziomowy kontekst, stworzenie czegoś z niczego (mamy początkowo przecież dość banalną sprawę), trzymanie widza w napięciu do końca. Mistrzostwo. To z jaką zegarmistrzowską precyzją reżyser skomplikował wielokrotnie losy bohaterów to perfekcja. Zasłużony Oscar, a sam łaszę się na obejrzenie innych filmów tego twórcy. Ten najnowszy wkrótce w polskich kinach. 



Jak dla mnie największe pozytywne zaskoczenie roku. Ten współczesny włoski film gangsterski przeszedł w Polsce bez echa unikając dystrybucji w naszym kraju. To skłania do refleksji nad kompetencją dystrybutorów kinowych, którzy każdego tygodnia znajdą miejsce na jakiś chłam, izolując widzów od wartościowych produkcji. Tutaj mamy wszystko - mafijne powiązania na wielu szczeblach, od wpływowych polityków, przez szemranych biznesmenów na wyższym duchowieństwie kończąc. Jest dynamicznie, brutalnie i poza tym sensownie. Wszystko to zaś zrealizowane z najwyższą, typowo włoską klasą realizatorską. Splendidamente!



Wydawać by się mogło, że w 70 lat po zakończeniu wojny o Holokauście powiedziano, napisano i nakręcono już wszystko. A okazuje się, że nie. Dosadne uargumentowanie tego przyszło z nieoczekiwanego kierunku - z Węgier. Za sprawą filmu Nemesa lądujemy na kilka godzin w istnym piekle na Ziemi, uczestniczymy w niemal dokumentalnym pokazaniem działań członków Sonderkommando i wraz z tytułowym bohaterem próbujemy odnaleźć resztki człowieczeństwa w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu. Porażające i nieprzyjemne. Jednak z filmowego punktu wrażenia genialnie zrealizowane. Zasłużony Oscar. 



Po premierze tego filmu rozpętała się niemal narodowa dyskusja. Zwaśnione strony podzieliły się na dwa obozy roszczące sobie prawo do prawdy - jedni przekonywali, że tak nie było, a film pokazuje zniekształcone losy rodziny Beksińskich. Inni zaś twierdzili, że pokazano mniej więcej wszystko tak, jak było. Ja nie wiem, nie mam kompetencji do wypowiadania się na ten temat. Wiem za to, że jako film oglądało się to świetnie. Reżyserki debiutant pokazał, że można udanie pokazać egzystowanie szeregu ludzi w kilku pokojach. Jeśli tymi ludźmi są takie osobowości, jak Beksińscy. Aktorsko to klasa sama w sobie, muzycznie też. Takie biografie chce się oglądać. Szkoda, że nie wysłano tego filmu do oscarowego konkursu - byłaby realna szansa na nominację.



Ten film wali widza młotkiem po głowie w sposób identyczny, jak bohater rozprawia się w kultowej scenie z przeciwnikami. Naprawdę pierwszorzędny przykład kina eksploatacji. Wbrew pozorom nie mamy tutaj do czynienia z samą brutalnością biegającego z młotkiem faceta, a ze stojącą na zaawansowanym stopniu fabułą, którą chłonie się całym sobą. Hollywood powinno uczyć się, jak powinny powstawać tego typu filmy. Natomiast amerykański remake pokazał, że jednak sporo im do tego brakuje.



Za tego typu filmy pokochałem kino południowokoreańskie! Niedopuszczalna w Europie czy USA mieszanka gatunków, gdzie slapstick styka się z kryminałem policyjnym i horrorem satanistycznym to dla nieznających podziałów gatunkowych Koreańczyków żaden problem. Film trzyma w napięciu przez całe bite 150 minut podsuwając nam pod nos różne rozwiązania, myląc tropy i mieszając w umysłach. A po nieoczywistym zakończeniu zmusza do przewertowania w internecie wytłumaczenia tego, co widzieliśmy. Ideał!



Dla niektórych może okazać się filmem o niczym. Obserwujemy siedem dni tytułowego bohatera żyjącego w tytułowym mieście. Nie robi on nic nadzwyczajnego, po prostu żyje. Nie ma też wielkich problemów i cierpień, potrafi za to czerpać radość z codziennych rzeczy. Gdyby nakręciłby to ktoś inny pewnie wyszłyby z tego niestrawne flaki z olejem. Jednak za kamerą i scenariuszem stoi nie kto inny jak Jim Jarmusch. A on jak nikt umie uchwycić nieuchwytne. Mając do tego ekipę dobrych aktorów dokonuje niemożliwego - ten film jest piękny!



Nolan postanowił odświeżyć komiksowe uniwersum DC. I dokonał tego podlewając swoją trylogię realizmem. Wyszło to całości na dobre, a środkowy film z udziałem Ledgera w roli Jokera jest jednym z lepszych filmów akcji, jakie kiedykolwiek powstał. Wszyscy, którzy nie lubią komiksowych realizacji mogą śmiał oglądać ten film, gdyż nie znajdą tutaj nielogicznego przekombinowania. A dla fanów tych komiksów to i tak pozycja obowiązkowa. 



Film, który jest głosem wielu społeczeństw tkwiących w opresyjnej kulturze islamskiej. Głos pokolenia, które wcześniej w niemym krzyku domagało się od dawna zmian w przestarzałych, nieludzko średniowiecznych tradycjach traktowania kobiety jak rzecz. I choć film zapewne nic nie zmieni w skostniałych umysłach decydentów to pokazuje w przystępny sposób problem. A poza tym czyni to w świetny, kinowy sposób. Warto.



Dla wielu ludzi będzie to pozycja nie do przebrnięcia. Niemal pozbawiona akcji i dialogów opowieść o życiu mnichów żyjących na sztucznej wyspie. Jednak jest to też film uczący nas dalekowschodnich, buddystycznych filozofii życiowych, wschodniego poglądu na świat i przemijanie. Jest to piękna, metafizyczna historia, którą ogląda się całym sobą i chłonie każdy obraz wychodzący z ekranu. Trudna, lecz bardzo wartościowa produkcja. 



Chociaż nie podobało mi się to, w jaki sposób Mel Gibson ukazał wojska japońskie odbierając im jakiekolwiek człowieczeństwo i zrównując diabolicznością do orków z Władcy pierścieni to i tak patrzę na ten film z dużym uznaniem. Zasługuje na to nie tylko inspirująca historia z życia realnego człowieka, ale przede wszystkim fenomenalnie pokazane sceny batalistyczne. Można śmiało zapomnieć o Szeregowcu Ryanie i innych filmach wojennych. Gibson rzuca widza w sam środek piekła. Jest brutalnie i chaotycznie. Ale przede wszystkim realnie. Nie wiem czy to słowo jest na miejscu, ale pod względem filmowym to czysta poezja.



Jean-Jacques Annaud rzuca nas w czasy prehistoryczne, chociaż to, co widzimy bardziej przypomina fantastykę, niż historyczną prawdę. Jednak jeśli nie będziemy patrzeć na film pod kontem naukowym, a zagłębimy się w opowiedzianą historię małpoludów odbędziemy niesamowitą, klimatyczną podróż na nieznanej, obcej planecie, którą jest przecież Ziemia. Mnie ten film zwyczajnie zauroczył i żałowałem, że jest tak krótki. Nie wszystkim się spodoba, ale wypada choćby spróbować obejrzeć.


Warte obejrzenia: 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz