Korea Południowa 2015
reż. Dong-hun Choi
gatunek: thriller, akcji
W Polsce znajomość historii powszechnej stoi na dość marnym poziomie, choć zapewne i tak jej znajomość u średnio wykształconego Polaka jest lepsza, niż u podobnych ludzi z wielu innych krajów. Edukacja historyczna jednak ogranicza się w sumie do kilku pojęć związanych ze starożytnością, Napoleonem czy wojnami światowymi. Reszta to czarna plama. Szczególnie cierpi na tym historia Azji, która na przestrzeni dziejów jest bogata w wiele ciekawych (i krwawych) epizodów. Za pomocą tego filmu przeniesiemy się do lat 30. ubiegłego wieku do okupowanej przez Japończyków Korei.
Rok 1933, okupowana przez siły japońskie Korea. Koreańscy partyzanci tworzą małą grupę w celu zlikwidowania japońskiego oficera oraz koreańskiego kolaboranta nowej władzy. Grupę uformowaną przez Yeoma (Jung-Jae Lee) stanowią snajperka Ok-yoon Ahn (Ji-hyun Jun), specjalista od ciężkich broni Ok-chu Sang (Jin-woong Jo) oraz ekspert od wybuchów Hwang (Deok-mun Choi). Nie wiedzą jednak, że Yeom spiskuje z Japończykami i wysyła za ich oddziałem zabójcę, znanego jako Hawaii Pistol (Jung-woo Ha) oraz jego pomocnika, Pomade (Dal-su Oh).
Dwudziestowieczna historia Korei trochę przypomina tą Polską. Wiele lat krwawej okupacji, powstańcze walki z najeźdźcą i sprawnie zorganizowany ruch oporu działający na wielu płaszczyznach. Dlatego, tak jak w naszych filmach tzw. patriotycznych ukazujących bohaterstwo powstańców i bojowników o wolność mamy całą garść pompatyczności, tak i tu jest sporo tej narodowej dumy oraz całej patriotycznej otoczki. Czasem to przeszkadza, jednak twórcy na szczęście nie poszli z tym aż tak bardzo jak wielu amerykańskich twórców i znaleźli pewną granicę, gdzie patos przestaje być strawny i nie przekroczyli jej.
Wizualnie film jest arcydziełem. Świetnie zrealizowany od strony technicznej, posiadający fenomenalne kostiumy i scenografię. Można się niemal namacalnie przenieść do okupowanej Korei sprzed 80 lat. Naprawdę wielkie brawa dla twórców za tak klimatyczną otoczkę. Fabuła natomiast jest nieco zawiła i przez pierwsze kwadranse (trochę też za sprawą podobnych do siebie Koreańczyków), jednak po 1/3 seansu takiego wprowadzenia można się już we wszystkim połapać. To, co szczególnie oprócz ciekawej historii i oddania klimatu zachwyca, to sceny akcji. Mało kto potrafi je tak świetnie przedstawić, jak Azjaci, jednak to co widzimy w tym filmie to jest prawdziwy majstersztyk. Prawdziwa poezja. Raziło mnie trochę (czasem bardziej niż trochę) to, że bohaterowie podczas walk przechodzili czasem w tryb Rambo i sami bez problemu potrafili eksterminować cały oddział japońskiej armii. Niestety, taka konwencja. Jednak jeśli potrafi się to zaakceptować to film przyniesie masę radości, bo jest to naprawdę dwuipółgodzinna akcja połączona z naprawdę inteligentną fabułą. Wisienką na torcie są nawiązania do światowego kina, które w wielu scenach umiejętnie przemycił reżyser. Między innym dwa razy do filmu...Popiół i diament Andrzeja Wajdy. Inne smaczki polecam wychwycić samemu, to zadanie dla prawdziwych miłośników kina. Polecam ten film chyba każdemu - azjatyckie kino w najlepszym możliwym wydaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz