Japonia 2006
reż. Shinya Tsukamoto
gatunek: thriller, fantasy
Parafrazując Forresta Gumpa mogę powiedzieć, że azjatyckie kino przypomina pudełko czekoladek - nigdy nie wie się na jaki film się trafi. Specyfika regionu przynosi nam ogrom równie specyficznych pozycji o różnej jakości, a ich oceny wśród społeczności filmowej wahają się diametralnie - czasem dobry film może mieć niską średnią ocenę, innym razem zaś słaby zostanie obejrzany tylko przez ludzi, którym przypadnie on do gustu sztucznie zawyżając tym samym ocenę. I dlatego też lubię tamtejsze kino - to zawsze podróż w nieznane i żeby zacząć oglądać jakiś azjatycki film potrzeba odważyć się zrobić pierwszy krok. I czasem, tak jak i tym razem będzie to krok prosto w przepaść.
Młoda policjantka Keiko (Hitomi) prowadzi śledztwo w sprawie kilku zaskakująco brutalnych samobójstw. Nie jest przekonana, że denaci sami odebrali sobie życie. Szczególnie, że wszyscy przed śmiercią kontaktowali się telefonicznie z osobą zapisaną jako 0. Aby ruszyć sprawę z miejsca bohaterka zamierza poprosić o pomoc Kyoichiego (Ryûhei Matsuda), który potrafi wkraczać do cudzych snów...
Podobno o wiele lepiej jest pisać o filmach słabych, niż tych dobrych, gdyż po prostu jest możliwość łatwego rozpisania się, analizując wady omawianej produkcji. Jednak czasami film jest tak beznadziejny, że szkoda czasu żeby rozwodzić się szczegółowo nad tym, jak każdy z detali jest słaby. Chociaż po opisie fabuły wydawać mogłoby się, że jest ona interesująca oglądając film widać jej płytkość i wszystkie braki logiczne. Nic się tam nie trzyma kupy i jakichś związków przyczynowo-skutkowych. Także montaż filmu jest dramatyczny, efekty wołają o pomstę do nieba (np. szyba tłukąca się zanim bohaterka w nią uderzy), gra aktorska kuleje, a całość nie trzyma w napięciu ani przez chwilę. To nie jest tak, że jestem uprzedzony do tego typu filmów owianych aurą godną Strefy 11, gdyż w sumie bardzo podobny film koreański, Psycho-metry podobał mi się i oceniłem go pozytywnie. Natomiast opisywanego właśnie dzieła nie polecam i radzę się trzymać od niego z daleka. A że jest jeszcze druga część, ponoć ta słabsza - cóż, to chyba tylko dla wybitnych masochistów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz