niedziela, 8 stycznia 2017

Kobieta w bunkrze

Cloverfield Lane 10 (10 Cloverfield Lane)
USA 2016
reż. Dan Trachtenberg
gatunek: thriller, sci-fi
zdjęcia: Jeff Cutter
muzyka: Bear McCreary


Chociaż film ten wśród zwykłych widzów wzbudził umiarkowane odczucia, został też doceniony przez dużą grupę krytyków filmowych. Wielu z nich zaś w publikowanych w ostatnim czasie zestawieniach najlepszych filmów minionego roku wymieniało go za jedną z lepszych produkcji 2016 r. Tak więc uznałem że najwyższa pora nadrobić ten tytuł.


Po wypadku samochodowym Michelle (Mary Elizabeth Winstead) budzi się przykuta do ściany w bunkrze niejakiego Howarda (John Goodman). Mężczyzna twierdzi, że ją uratował i sprowadził do bunkra, który od lat budował na wypadek kataklizmu. Howard mówi kobiecie, że na powierzchni doszło do ataku bronią masowego rażenia i aby przeżyć muszą ukrywać się pod ziemią. W międzyczasie Michelle poznaje innego mieszkańca bunkra, Emmetta (John Gallagher Jr.).


Ogólnie thrillerowa konwencja zamknięcia kogoś w miejscu odosobnienia, takim jak bunkier, piwnica, klatka czy inne więzienie jest znana filmowcom od wielu lat. Także uargumentowanie przetrzymującego, że więzi kogoś dla jego dobra też była już niejednokrotnie wykorzystywana (nawet świetnie parodiowana w jednym ze starych odcinków South Park). Jednak tutaj wszystko to jest początkowo na zaskakująco świeżym poziomie. Wiarygodna gra Goodmana, który w swym schronie przetrzymuje naiwnego prostaczka Emmetta i uroczą (choć jak się okaże nie tak głupią) Michelle cały czas nakazuje widzowi zastanawiać się, czy postać Howarda mówi prawdę, czy zmyśla, by zachować morale i spokój pozostałej dwójki. Przez długi czas oglądając autorzy w dobry sposób mylą tropy, podsuwając bohaterom rozwiązania, które mogą przeważyć szalę na jedną ze stron, by zaraz zasiać kolejną wątpliwość. I gdyby cały film był zbudowany w ten sposób, co pierwsze 60-70 minut naprawdę uznałbym, że zasługuje może nie na listę najlepszych 5-10 filmów roku, lecz na pewno na miano dobrej produkcji. Niestety ostatnie sceny filmu,a właściwie końcowe 20 procent to szczyt głupoty i zwyczajnej żenady. Oglądając końcówkę byłem naprawdę zawiedziony i smutny, że tak dobrze zapowiadający się, przez dużą część trwania klimatyczny film zamienił się w coś takiego. Mamy tutaj ewolucję łabędzia w brzydkie kaczątko na oczach nieświadomych widzów. I za tą fatalną końcówkę wypierającą całość z klimatu odejmuję osobiście co najmniej 2 punkty w 10 stopniowej skali. Spory niedosyt. A pewnie nadejdzie kontynuacja. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz