niedziela, 1 stycznia 2017

Pożegnanie z Gotham

Mroczny Rycerz powstaje (The Dark Knight Rises)
USA, Wielka Brytania 2012
reż. Christopher Nolan 
gatunek: akcja, sci-fi

Choć od początku batmanowej trylogii Christophera Nolana minęło dopiero 11 lat, a właśnie opisywana ostatnia jej część trafiła do kina zaledwie przed czterema laty (z miesiącami) to praktycznie od daty premiery finalnego filmu produkcje te mają status kultowy. Wydaje się, że nawet w większym stopniu, niż nietoperzowe filmy Burtona. I to raczej zasłużenie, gdyż Nolan godnie wprowadził postać Bruce'a Wayne'a w XXI wiek. 


Po reformach Harvey'a Denta i wycofaniu się Batmana (Christian Bale) z życia miasta w Gotham City wreszcie nastaje względny porządek. Komisarz Gordon (Gary Oldman) i jego podwładni muszą mierzyć się tylko ze zwykłą przestępczością. Jednak osiem lat po wydarzeniach z poprzedniego filmu do miasta przybywa najemnik Bane (Tom Hardy), który wraz ze swoją małą armią zaczyna terroryzować miasto. Potrzebny jest powrót obrońcy Gotham...


Czego i kogo w tym filmie nie ma! W najdłuższej części trylogii Nolan zaludnia miasto licznymi ważnymi postaciami, dodatkowo też zagranymi przez równie głośne nazwiska. Pojawia się wreszcie w serii Selina Kyle, czyli Kobieta-Kot, a świetnie portretuje ją Anne Hathaway (wydaje mi się, że w jednej ze swych najlepszych ról, wpasowała się idealnie), dobra kreacja Josepha Gordona-Levitta, który tutaj mnie wreszcie do siebie przekonał, jest także Marion Cotillard (która akurat do tego filmu zbytnio nie pasowała) i powracający weterani kina - Morgan Freeman i Michael Caine w rolach, w jakich widzieliśmy już wcześniej. Także pod względem aktorskim ciężko było zgromadzić producentom lepszych profesjonalistów. Jednak nagromadzenie takiej pokaźnej gamy aktorów z nazwiskami i danie im mniej lub więcej czasu trwania filmu pojawia się pewien problem - jest tu po prostu za mało Batmana w Batmanie. Nietoperz pierwszy raz ukazuje się na ekranie w 45 minucie filmu, później postać ta znika na grubo ponad godzinę, by znowu wkroczyć do akcji w ostatnich scenach. Trochę mało. Chociaż chwała Nolanowi, że mimo skromnego wykorzystania głównego bohatera serii nie traci się zainteresowania akcją - po prostu chce się patrzeć na inne postaci i to, co wyrabiają na ekranie - mało który tak długi film ogląda się tak płynnie. Duża w tym zasługa Toma Hardy'ego w postaci Bane'a. Jest to postać zupełnie inna niż znany z poprzedniej części Joker w wykonaniu Heatha Ledgera. I chociaż Hardy nie zyskał tyle uwielbienia, co jego czarnocharakterowy poprzednik to wywiązał się ze swojej intrygującej roli bardzo dobrze.
Także uważam, że jako film akcji jest to jedna z lepszych pozycji dostępnych na rynku. Urealistycznienie komiksowego uniwersum wyszło Nolanowi na dobre, a żadnej części trylogii nie trzeba się wstydzić. Finalna część jest moim zdaniem słabsza niż Mroczny rycerz jednak prezentuje się lepiej, niż rozpoczynający serię Batman-Początek. Także jeśli ktoś jeszcze nie widział to warto. Dla fanów postaci i nie tylko. A co do samego pożegnania z Gotham, to jak wiadomo nie było to pożegnanie definitywnie. Powrócimy tam jeszcze nie raz. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz