czwartek, 1 marca 2018

Kochać to nie znaczy zawsze to samo

Tamte dni, tamte noce (Call Me by Your Name)
Brazylia, Francja, USA, Włochy 2017
reż. Luca Guadagnino
gatunek: melodramat
zdjęcia: Sayombhu Mukdeeprom

Obecnie mamy już zmierzch tegosezonowych przedoscarowych emocji, gdyż już niebawem rozdanie najbardziej cennych dla wielu (a dla wielu innych równie bardzo przereklamowanych) statuetek filmowych na świecie jednak gdy sezon przedoscarowy był w pełni w kinach nastąpił wysyp filmów nominowanych lub kandydujących do nominacji do tej amerykańskiej nagrody. Jednym z filmów, który wówczas zawitał do polskich kin był też i ten. 


Lata 80. na włoskiej prowincji. Do willi mieszkającego tam profesora Perlmana (Michael Stuhlbarg) przybywa na naukowe wakacje jego amerykański doktorant Oliver (Armie Hammer). Mężczyzna powoli zaczyna fascynować nastoletniego syna Perlmana, Elia (Timothée Chalamet)...


Zapewne wielu z was pamięta film Lolita na podstawie prozy Vladimira Nabokova. Tutaj mamy oczywiście całkiem inny schemat fabularny oraz wiek i motywacje postaci jednak jest też kilka punktów wspólnych, dzięki którym można próbować bronić tezy, że produkcja Guadagnino i rola (świetna swoją drogą) Chalameta to taka Lolita w spodniach. 
Autorzy filmu (opierając się na wcześniejszej książce) serwują nam tutaj pewien miks gatunkowy opierający się na wakacyjnym romansie oraz opowieści inicjacyjnej. Jednak główny bohater Elio nie jest tutaj zwykłym bohaterem tego typu fabuł - miota się bowiem pomiędzy swoimi uroczymi przyjaciółkami, a męskim, sportretowanym na wzór antycznych posągów Oliverze zagranym przez Hammera (który jest portretowany na zasadzie wcześniej właściwej dla kobiecych seksbomb). Także to, co uderza w tym filmie to pewien mocny kontrast pomiędzy inteligenckim towarzystwem, przeintelektualizowanymi rozmowami i czynnościami bohaterów z dość hmm odważnymi homo scenami, które bardziej pasowałyby do filmów innego włoskiego reżysera - Pasoliniego. Czasem niestety homo sceny przekraczają granice dobrego smaku poprzez swój mocno obsceniczny charakter. Jednak należy pochwalić aktorskie kreacje Hammera i Chalameta, którzy sprostali temu niełatwemu zadaniu (zakładam, że obaj są hetero). Generalnie też film broni się stroną techniczno-audiowizualną. Mamy pięknie skomponowane kadry, zapadającą w pamięć muzykę oraz dobre aktorstwo. Zarówno już znanych i lubianych aktorów, jak także stawiających początkowe ekranowe kroki młodych zdolnych. Także w rezultacie tego wszystkiego dostajemy całkiem niezły film, który ze względu na tematykę (oraz to jak została ona pokazana) przypadnie do gustu. Tym niemniej sądzę, że warto go obejrzeć i samemu się o tym przekonać.