środa, 11 lutego 2015

Z deszczu pod rynnę

Las Brujas de Zugarramurdi
Hiszpania 2013
reż. Álex de la Iglesia
gatunek: komedia, horror
zdjęcia: Kiko de la Rica
muzyka: Joan Valent

Nasz kraj omija wiele dobrych filmów. Mimo cotygodniowych premier kinowych wciąż nie licząc może ograniczonych studyjnych projekcji nie jest dane widzom zaznać prawdziwego wyboru. W każdej z sieci kinowych dominują komercyjne filmy amerykańskie, których poziom jest różny. Czasem doprawione jest to jakąś rodzimą produkcją niskich lotów. Dla fanów kina europejskiego nie licząc jakiegoś głośnego tytułu raz na jakiś czas kina nie mają za dużo do zaoferowania. A przecież na naszym kontynencie każdego miesiąca wychodzi wiele solidnych produkcji. Takich jak właśnie opisywany film. Na pewno nie doskonały, mający wiele braków, ale wciąż warty obejrzenia. Którego ani w kinach ani w telewizji raczej się nie doczekamy.


Kilku nieudaczników życiowych dokonuje w przebraniach napadu na sklep, który wydaje się być lombardem. Przebrany za Jezusa Jose (Hugo Silva) zabiera na włam swojego dziesięcioletniego syna Sergia (Gabriel Ángel Delgado), do którego opieki jest w ten dzień zobowiązany. Po udanej kradzieży wraz z innym nieschwytanym przez policję włamywaczem - Tonym (Mario Casas) wsiadają do taksówki Manuela (Jaime Ordóñez) nakazując mu jazdę w kierunku francuskiej granicy. Wraz z wcześniejszym pasażerem taksówki bohaterowie trafiają do cieszącego się złą sławą Zugarramurdi, gdzie akurat odbyć ma się sabat czarownic. Mężczyźni zauroczeni jedną z wiedźm - Evą (Carolina Bang) wplątują się w poważne kłopoty. Tymczasem na poszukiwania syna udaje się matka Sergia (Macarena Gómez), za którą to rusza policyjny ogon.


W tle wszystkich wydarzeń, którymi przeładowany jest film toczy się ciągle dyskusja na temat relacji damsko - męskich. Mamy tutaj wiedźmy, które dążą do podporządkowania sobie wszystkich mężczyzn na Ziemi oraz ekipę kilku nieudaczników, którzy co i rusz użalają się nad tym, jak traktowani są przez płeć piękną. I oglądając produkcję ciężko nie współczuć bohaterom patrząc na ich historię i zmagania z rojem wiedź (angielski tytuł filmu - Witching and Bitching wspaniale oddaje naturę kobiet, przynajmniej tych, które poznajemy w trakcie seansu). 
Ciężko zdefiniować gatunek do jakiego należy najnowszy film de la Iglesii. Mamy tu mieszaninę kina akcji, komedii, horroru, kina drogi czy nawet pewien element dramatu. Wszystko jednak chyba najbardziej zahacza o komedię z morałem uiszczoną w horrorowej konwencji.
Do połowy film trzyma bardzo dobry poziom, później dużo aspektów spada, jednak ogólnie niemal dwie godziny seansu mija bardzo szybko i ogląda się to bardzo przyjemnie. Niektóre aspekty zasługują na wysoką ocenę rzędu 8,5/10, inne są tylko ledwie przeciętne. Jednak całość wypada powyżej średniej i jeśli ktoś nie zrazi się do tematyki czy sposobu pokazania wydarzeń w filmie to na pewno spędzi przyjemnie czas przy tej hiszpańskiej produkcji. Warto obejrzeć też dla wielu trafnych spostrzeżeń zawartych w dialogach między bohaterami (nie raz zdarzy się usłyszeć takie zdania, jak np. Moja córka tak mnie kocha , że postawiła moje zdjęcie koło Justina Biebera) A przy okazji dowie się po co, prócz do latania wiedźmą  służą miotły. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz