środa, 18 lutego 2015

Strasząc nudą

Annabelle
USA 2014
reż. John R. Leonetti
gatunek: horror
zdjęcia: James Kniest
muzyka: Joseph Bishara

Przeróżne zabawki, a w szczególności lalki od zawsze inspirowały producentów horrorów klasy B (i dalszych liter alfabetu). Każdy chyba pamięta postać laleczki Chucky. Z niezrozumiałych do dziś przeze mnie powodów przygody demonicznej laleczki poszerzyły się na tyle, by stworzyć cały cykl.
W opisywanej produkcji po raz kolejny rolę naczelnego straszaka gra lalka. Lalka, która pojawiła się już w całkiem przyzwoicie przyjętym filmie Obecność z 2013 roku. O ile tam była postacią epizodyczną widocznie tak komuś się spodobała, że decydenci postanowili nakręcić spin off z jej udziałem. I o ile ich konta bankowe powiedziały gromkie hurra to widzowie po seansie muszą skwitować to słowem niestety.



Fabuła mówi nam o emocjach bohaterów, poszukiwaniu celu w życiu, główni herosi tej produkcji zastanawiają się kim są i dokąd zmierzają, w jakim celu zostali powołani do życia. Ich egzystencjalne rozterki zostawiają trwałe ślady na psychice ich dzieci, które to... wróć! Fabuła mówi o małżeństwie w postaci ciężarnej Mii (Annabelle Wallis) i Johnie (Ward Horton). John kupuje zbierającej lalki żonie dużą lalczaną figurkę o niezbyt miłej fizjonomii. Po pewnym czasie małżeństwo zostaje zaatakowane przez okultystów. Krew zmarłej podczas ataku satanistki Annabelle spływa na lalkę czyniąc ją tym samym potworem. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. 


Nie jest tak, że nie lubię horrorów. W sumie jeśli mamy do czynienia z inteligentną, dobrze zrealizowaną i przygotowaną pod względem fabuły i efektów specjalnych produkcją to nawet je cenię. Do dzisiaj miło wspominam Ring, Mamę czy Kobietę w czerni. Natomiast w tym przypadku twórcy serwują nam festiwal głupoty, braku sensu, scenariusz na poziomie szkoły podstawowej i mizerne efekty specjalne. Chciałbym napisać coś więcej o samym filmie ale jest on tak zły, że szkoda gadać. Dobry horror powinien straszyć.  Bardzo dobry horror powinien niepokoić. Bardziej przecież boimy się tego czego nie widać, czegoś, czego nie widzimy. Umiejętnie zagęszczana atmosfera, budowana przez dobrą muzykę i świetną pracę kamery z niejednego miałkiego fabularnie filmidła zrobiła klasyk tego gatunku. Tutaj tego nie ma w jakiejkolwiek ilości. Jest za to kicz i nuda. Stracone 100 minut. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz