sobota, 21 lutego 2015

Wojna cytrusowa

Mandarynki (Mandariinid)
Estonia, Gruzja 2013
reż. Zaza Urushadze
gatunek: dramat, wojenny
zdjęcia: Rein Kotov
muzyka: Niaz Diasamidze

Wojna w Abchazji toczyła się w latach 1992-1993. Był to konflikt wewnętrzny odbywający się na terytorium nowopowstałej po rozpadzie ZSRR Gruzji. Walki były spowodowane dążeniami abchaskimi do uzyskania własnej niepodległości kosztem państwa gruzińskiego. Przeciwko wojskom armii Gruzji wystąpili zarówno separatyści abchascy, ale także szereg ochotników i najemników przybyłych z Północnego Kaukazu przeważnie z Czeczenii i Inguszetii. Pozostająca na papierze neutralna Rosja dostarczała siłą separatystycznym broń, a także wspierała je militarnie (brzmi znajomo, nie?). Wojna zakończyła się porażką Gruzji i w Abchazji powstało nieuznawane przez zdecydowaną większość innych krajów państwo. Obie strony konfliktu dopuściły się licznych zbrodni na ludności cywilnej. Tyle suche fakty. A jak to wyglądało okiem zwykłych ludzi? Część odpowiedzi na to pytanie stara się udzielić ten film.


Mamy rok 1992, konflikt jest jeszcze w początkowej fazie. Miejscem akcji jest osada nad Morzem Czarnym. Przed wojną mieszkało tu wielu Estończyków, którzy jednak wraz z rozpoczęciem walk zdecydowało się wrócić do swego rodzimego kraju. Osada więc jest opuszczona. Poznajemy tych, którzy zdecydowali się zostać. Dobiegający siedemdziesiątki Ivo (Lembit Ulfsak) wraz z Margusem (Elmo Nüganen) doglądają rosnących na ich ziemi mandarynek, które niebawem będzie trzeba zebrać. Margus zajmuje się zbiorami, natomiast Ivo przygotowuje skrzynki na tytułowe mandarynki. Margus po zbiorach chce wrócić do Estonii, natomiast Ivo nie zamierza się nigdzie wybierać. Pewnego dnia pod domem Iva ma miejsce starcie pomiędzy małymi grupkami Czeczenów i Gruzinów. Estończycy zauważają, że dwóch żołnierzy przeżyło wymianę okna i Ivo postanawia przygarnąć pod swój dach członków wrogich sobie ugrupowań. 


Reżyser pokazuje nam w swym dziele inny niż zazwyczaj film wojenny (a właściwie antywojenny). Nie mamy tutaj masy strzałów, wybuchów, posoki ściekającej z ekranu na każdym kroku. Nie jest to hollywoodzki blockbuster i niech widzowie nie liczą na przyjazd czołgu dowodzonego przez Brada Pitta. To co w wojnie według Urushadze jest najgorsze to atmosfera strachu i osaczenia. Bohaterowie żyją w ciągłej niepewności. Ten klimat zaszczucia głównych postaci jest tu bardzo widoczny. Zarówno bogu ducha winni Estończycy, jak i Czeczen Ahmed (Giorgi Nakashidze) czy gruziński żołnierz Nika (Mikheil Meskhi) są tu pokazani jako zakładnicy wojny. Mamy do czynienia z filmem traktującym o człowieczeństwie. Ale także pokazującym cały tragizm i bezsens wojny. Reżyser pokazuje nam dwóch mężczyzn - przedstawicieli dwóch wrogich armii, którzy od pierwszych scen pałają do siebie nienawiścią oraz grożą rychłą śmiercią. Jednak tak naprawdę ludzie ci nie znają się wzajemnie i gdyby nie decyzje zapadające na najwyższych szczeblach nawet by się nie spotkali. Urushadze pokazuje etapy ich osobistego konfliktu, a w rolę mediatora wciela Iva. Zaskakująco dobra jest realizacja i sposób wykonania produkcji. Także dodatkowym plusem jest całkiem klimatyczna etniczna muzyka, którą możemy od czasu do czasu usłyszeć.
Cały film jest jawnym manifestem antywojennym.  Przypomina mi się tematycznie podobna Ziemia niczyja opowiadająca o przymusowym spotkaniu dwóch przedstawicieli wrogich stron w czasie konfliktu na Bałkanach w podobnym okresie (tam mieliśmy rok 1993). 
Ogólnie z filmów ubiegających się o nieanglojęzycznego Oscara moim zdaniem Mandarynki powinny rywalizować z rosyjskim Lewiatanem. Porzucając patriotyzm to jednak nie sądzę, by polski kandydat do tej prestiżowej nagrody mógł wygrać. 








4 komentarze:

  1. przepiękny film, za dobry na oscary. niestety, ale dla mnie mandarynki, a ida, to zupełnie dwie różne klasy filmów. na minus dla idy.
    a o oscarach mógłbyś zrobić osobną notkę kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale boję się, że Ida może wygrać.
      Mam w planach zarwanie nocy i oglądanie rozdania Oscarów więc zaraz po ceremonii powinno się znaleźć kilka słów ode mnie.

      Usuń
  2. myślę, że Ida ma duże szanse na Oscara z prostego powodu - bardzo często statuetkę zdobywają filmy przeciętne, a mimo wszystko takim filmem jest Ida. jednak trzyma kciuki za ten film w kategorii zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za zdjęcia typuję Birdmana, film anglojęzyczny - Lewiatan. Timbuktu nie widziałem ale wygrał w ten weekend Cezary i wydaje się też być ciekawą produkcją.

      Usuń