Polska 2015
reż. Maciej Bochniak
gatunek: komedia, muzyczny
zdjęcia: Tomasz Naumiuk
muzyka: Paweł Lucewicz
Czy też macie tak, że jak tylko usłyszycie o majteczkach w kropeczki, dziewczynie z klubu disco czy o niej tańczącej dla niego chcecie jak najszybciej wyrzucić przez okno obiekt, z którego wydobywają się te zakazane dźwięki? Dwa słowa. Disco Polo. Coś co jeszcze kilka lat temu wydawało się, że jest już tylko reliktem minionej dekady wróciło ostatnio na polską scenę muzyczną ze zdwojoną siłą pokazując nam, że wszyscy Polacy to jedna rodzina i każdy disco polo słucha...a jak się jednak nie słucha to jest wypchnięty poza margines społeczeństwa. A teraz po kilkudziesięciu latach wreszcie powstał film o tym nieśmiertelnym i typowo polskim gatunku muzycznym. Pytacie jaki jest? Najprościej powiedzieć, że taki jak muzyka, którą gloryfikuje.
Pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Głównym bohaterem filmu jest mieszkający z ojcem w budynku kolejowym Tomek (Dawid Ogrodnik), któremu marzy się granie disco polo. W tym celu za wszelką cenę próbuje przekonać miejscowego klawiszowca Rudego (Piotr Głowacki). Ten po pewnym czasie zgadza się dołączyć do Tomka. Aby zdobyć sprzęt przyszły wokalista sprzedaje Niemcowi drezynę ojca za co ten później będzie chciał wyrzucić go z domu. Do zespołu dołącza także kuzynka Rudego o ksywie Mikser (w tej roli znana z zagrania świetnych cycków w Ziarnie Prawdy Aleksandra Hamkało). Razem wyruszają do siedziby wytwórni płytowej (kasetowej?) ojca chrzestnego polskiego disco - Daniela Polaka (Tomasz Kot) w oczekiwaniu na zrobienie wielkiej kariery. Na miejscu Tomek spotyka gwiazdę disco polo Gensoninę (żona reżysera Joanna Kulig), w której się zakochuje.
Polska lat 90. jest ukazana przez reżysera bardzo dualnie. Mamy tu do czynienia z próbą pokazania naszego kraju po transformacji ustrojowej jako swoistej Ziemi Obiecanej, miejscu wielkich możliwości, gdzie w jednej chwili można zyskać fortunę ale też i stracić wszystko. By przybliżyć to wszystko widzowi reżyser i scenarzysta posługują się formą Dzikiego Zachodu. Jak dla mnie niezrozumiałą. Początkowa scena na przykład rozgrywa się na jakimś amerykańskim pustkowiu, a główny bohater w cowboyskim stroju przybywa na miejsce, gdzie pilnowani przez Chińczyka Murzyni, Meksykanie i ludzie nieznanej proweniencji męczą się przy szukaniu złóż ropy. Takich dziwnych zabiegów jest więcej. Krajobrazy rodem z pustyni w Koloradu, bezkresna droga 66 wiodąca przez pustkowia, miasteczka rodem z Dzikiego Zachodu czy mieszkania w przyczepach. A wszystko to w filmie o disco polo.
Jako że mamy do czynienia z filmem muzycznym występuje tu także muzyka. I tak możemy sobie posłuchać między innymi Czterech osiemnastek, Jesteś szalona, Ona tańczy dla mnie czy Wszyscy Polacy to jedna rodzina. Nie znam się na tej muzyce, ale czy aktorzy sami wykonali swoje kwestie czy jednak puszczono im oryginał z playbacku? Może jakiś fan gatunku wypowie się w komentarzach.
Mimo wszystko znalazło się kilka perełek. Występuje tu kilku znanych discopolowców w trzecioplanowych rolach, naczelnym dziennikarzem jest tu czarnoskóry Roger Cole-Wilson, który na co dzień prowadzi prognozę pogody w regionalnej białostockiej Telewizji Jard (polecam wpisanie sobie sprawdzenie jego wyczynów na YouTube!), świetnym motywem była też scena z udziałem Jerzego Urbana. Różnych smaczków i nawiązań było więcej i za to chwała twórcom, jednak niestety to tylko detale. Detale, które nie uratują całego filmu, który często nie trzyma się kupy i jest bez sensu. Potwierdzającym to gwoździem do trumny była jedna z ostatnich scen, umiejscowiona na tarasie widokowym Pałacu Kultury.
Do tego skąd w dwadzieścia lat temu wzięło się Polo TV?
Reasumując, muzyka disco polo jest muzyką dopasowaną do potrzeb, gustu i poziomu społeczeństwa. Polacy mają taką muzykę, na jaką zasługują. A film Disco Polo jest taki sam jak i ta muzyka. Pewnie większość więc będzie zachwycona.
kolejna polska produkcja, która nic nie wnosi, poza dreszczem żenady podczas oglądania.
OdpowiedzUsuń