piątek, 27 lutego 2015

W pogoni za sensacją

Wolny strzelec (Nightcrawler)
USA 2014
reż. Dan Gilroy
gatunek: dramat, kryminał
zdjęcia: Robert Elswit
muzyka: James Newton Howard

Może znacie takie filmy, jak Dziedzictwo Bourne'a, Magia uczuć czy Podwójna gra. Wszystkie te z pozoru różne produkcje łączy jeden wspólny mianownik - Dan Gilroy. Amerykanin był scenarzystą wszystkich wymienionych wyżej obrazów. W opisywanym właśnie filmie Gilroy oprócz napisania nominowanego do Oscara scenariusza zanotował swój debiut reżyserski. Przekonajmy się więc jak wypadł.


Gilroy w roli (anty)bohatera obsadził Lou Blooma (przypominający trochę Maxa Kolonko z czasów jego pracy dla TVP Jake Gyllenhaal). Poznajemy Lou jako drobnego złodzieja, który stara się znaleźć pracę. Gdy przypadkowo mężczyzna staje się świadkiem wypadku drogowego i zauważa ludzi filmujących to wydarzenie, by później sprzedać to jednej z telewizji wpada na pomysł, by samemu trudnić się podobnym fachem. Kradziony rower wymienia w lombardzie na przestarzałą kamerę i radio-nasłuch wychwytujący policyjne częstotliwości. Z tym wyposażeniem przemierza nocne ulice Los Angeles w celu nagrywania wypadków, pożarów i miejsc będących niemymi świadkami przemocy. Wszystko to sprzedaje później dyrektorce wydania wiadomości lokalnej telewizji, Ninie (Rene Russo). Po pewnym czasie zatrudnia do pomocy dość niezdarnego Ricka (Riz Ahmed).


Ciężko polubić tutaj główną postać produkcji. Lou jest samodzielnym socjopatą, który w pogoni za sensacją i zyskiem jest w stanie sprokurować zagrożenie ludzkiego życia. Jest też chorobliwie ambitny, przez co nie spocznie, aż nie postawi na swoim. Dlatego też będzie za swoje ociekające krwią nagrania negocjował z Niną każdego dolara, przy okazji skąpiąc wszystkiego bezdomnemu Rickowi, który wychodzi na jedynego przyzwoitego człowieka w całym filmie.
W negatywnym świetle przedstawiono tutaj też cały światek dziennikarski. Czwarta władza w pogoni za sensacją nie cofnie się przed niczym. Mottem niemal każdej poznanej tu osoby wydaje się być 'nieszczęście jednego jest szczęściem innych'. Mamy tutaj do czynienia ze zdegenerowanym środowiskiem, które dla podwyższenia sobie wskaźników oglądalności jest w stanie pokazać z detalami nawet najohydniejszą scenę. 
Świetnie w roli ześwirowanego Lou sprawił się Jake Gyllenhaal. Dziwne jest to, że kreacja zakładającego ciemne okulary socjopaty z wiecznie przetłuszczonymi oczami świdrującego otoczenie swym przerażającym wzrokiem nie została zauważona przez oscarowych decydentów. Jak dla mnie przynajmniej nominacja powinna być wskazana. Rola Lou pokazuje nam do czego jest zdolny człowiek, by tylko móc postawić na swoim i otrzymać sowite wynagrodzenie za realizację swoich chorych planów. 
Samo miasto robi tutaj bardzo niekorzystne wrażenie. Ponure, ciemne uliczki, zbrodnia i występek kryjące się za każdym rogiem i masa hien czyhających tylko na nieszczęście bliźniego. Większość czasu spędzimy oglądając miasto zza kół samochodu bohatera, co bardzo przypominało mi te części GTA dziejące się w fikcyjnym Los Santos. Muszę też pochwalić twórców za sprawne pokazanie sceny pościgu samochodowego w dalszej części filmu. Tak zrealizowanego pościgu jeszcze w filmie nie widziałem. Bardzo efektownie a przy okazji niestandardowo. 
Nie jest to film łatwy, czasem zbyt monotonny, jednak rozkręcający się w drugiej godzinie. Sądzę, że mimo pewnych niedoróbek warto zobaczyć to smutne, nieoptymistyczne ale jakże prawdziwe dzieło Gilroy'a. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz