Belgia, Francja, Włochy 2014
reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne
gatunek: dramat
zdjęcia: Alain Marcoen
Patrząc na sam tytuł opisywanej właśnie produkcji można odnieść wrażenie, że będzie to film opisujący przelotny romans, gdzieś w sanatorium w Ciechocinku (lub belgijskim odpowiedniku Ciechocinka). Czytając krótki opis filmu braci Dardanne szybko można jednak wyjść z błędu. Ich najnowsza produkcja jest jedną z wielu realizowanych w ostatnich latach w europejskiej kinematografii prób diagnozy współczesnego Zachodu. Oglądając ten film autorzy zderzają widza z problemami i patologiami społeczeństwa kraju, który wydawać się może jednym z przykładów zachodnioeuropejskiego sukcesu. Ale pokazuje też, że za każdym sukcesem musi stać kilka porażek.
Śledzimy tu losy wracającej do zdrowia po walce z depresją Sandry (świetna Marion Cotillard), która zamierza wrócić do pracy po przerwie związanej z leczeniem. Jednak na przeszkodzie temu stoi słaba kondycja finansowa fabryki, w której to zatrudniona jest bohaterka. Kierownictwo daje pracownikom wybór między przyjęciem premii w wysokości 1000 euro, a pozostaniem Sandry w pracy. W pierwszym głosowaniu pracownicy zdecydowaną większością głosów wybierają otrzymanie premii, lecz Sandra z pomocą przyjaciółki z zakładu - Juliette przekonuje szefa, by powtórzono wybór po weekendzie. Od tego czasu bohaterka ma tytułowe dwa dni i jedną noc na przekonanie swoich znajomych z miejsca pracy do zrzeczenia się premii i tym samym zachowaniu przez niej niezbędnej do życia pracy. Wspomagana przez męża (Fabrizio Rongione) Sandra niechętnie rusza w weekendowe odwiedziny do każdego z ludzi zatrudnionych w zakładzie...
Wolna narracja i nieśpieszne tempo filmu ukazuje nam doskonale położenie borykającej się ze zdrowiem psychicznym bohaterki. Czującą się jak żebraczka, chodzącą po prośbie od domu do domu Sandrę śledzimy przy pomocy podążającej za nią nieustannie kamery. Kamery, która wręcz osacza zdesperowaną i pogrążającą się w marazmie i beznadziei bohaterki, tworząc jeszcze bardziej atmosferę zaszczucia.
Główni bohaterowie są tutaj niezbyt atrakcyjni, może nie zniszczeni ale przytłoczeni życiem. Widać po nich autentyczny żal, smutek czy przygnębienie. Dodaje to wszystko autentyczności filmowi. Bo wyobraźmy sobie, że parę walczącą o przetrwanie zagraliby w hollywoodzkim stylu Angelina Jolie i Brad Pitt. Jakoś tego nie widzę. Za to swoją drogą normalnie bardzo jak na swój wiek atrakcyjna Cotillard w filmie naprawdę wygląda na przytłoczoną życiem.
Głównym motywem filmu są postawy ludzkie. Wybór jakiego muszą dokonać pracownicy warsztatu jest prosty. 1000 euro dla mnie lub stała praca dla znajomej. Dla takiego kraju jak Belgia 1000 euro to załóżmy równowartość naszego tysiąca. Wartość pieniędzy w przeliczeniu na koszt życia jest podobna. Czy to naprawdę tak dużo, gdy w grę wchodzi przetrwanie drugiej, znanej nam osoby? Autorzy pokazują tutaj wiele sprzecznych ze sobą postaw ludzkich, by pokazać nam jak działa natura ludzka. Jak widać dla wielu pieniądze okazują się silniejszym magnesem niż dalsze życie drugiego człowieka. I wszystko to każe nam zadać pytanie samemu sobie: A co ja bym wybrał w tej sytuacji?
Drugim ważnym aspektem produkcji belgijskich braci jest pokazanie sytuacji osoby zmagającej się z depresją. Już niby niemal wyleczonej, jednak przy negatywnych warunkach życiowych popadającej w nawracają chorobę. Oglądamy poczynania Sandry, jej zawody i załamania i świetnie potrafimy wczuć się w rolę tej kobiety. Bo w tym filmie wręcz czuć jej ból. Ból z którym snuje się niczym cień po ulicach. Ulicach, na których w tle jej tragedii toczy się normalne życie. Bo cierpienie jednej jednostki nie wpływa na zachowanie innych.
Film ten nie jest produkcją wybitną. Nie porazi akcją też akcją czy efektami. Jednak w swej ascetycznej formie zada wiele ważnych pytań, na które każdy sam będzie musiał sobie odpowiedzieć. Zapewne niedzielnego kinomana może od siebie produkcja braci Dardenne odrzucić, ale ja jednak polecam. Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz