Polska 2014
reż. Borys Lankosz
gatunek: dramat, thriller
zdjęcia: Łukasz Bielan
muzyka: Abel Korzeniowski
Zawsze mam obawy oglądając film będący ekranizacją książki. Szczególnie takiej książki, którą wcześniej czytałem i jestem w pewnym stopniu fanem autora, jak i występującego w niej bohatera. Tak więc czekając od około roku na nową produkcję reżysera Rewersu trochę drżałem o to, czy filmowe przygody prokuratora Szackiego będą tak dobre, jak książka. A po sfilmowaniu kilka lat wcześniej pierwszej części przygód Szackiego, czyli Uwikłania obawy te mogły wydawać się uzasadnione. Na szczęście w tym wypadku prawdą jest, że książkowa wersja Ziarna prawdy nie musi się wstydzić swego młodszego brata.
Głównym bohaterem fabularnym jest prokurator Teodor Szacki (eksploatowany ostatnio w polskich produkcjach jak wcześniej m.in. Adamczyk czy Karolak Robert Więckiewicz), który przybywa pełnić swe prokuratorskie obowiązki z Warszawy do małej ojczyzny Ojca Mateusza - Sandomierza. Nie musi długo czekać, by znów okazało się, że to miasteczko to stolica polskiej zbrodni. W niedalekiej odległości od miejscowej synagogi znajdują się zwłoki miejscowej działaczki społecznej. Wraz z prokuratorem sprawę badają inspektor Wilczur (Jerzy Trela) oraz lokalna prokurator Barbara Sobieraj (Magdalena Walach). Szybko głównym podejrzanym staje się mąż denatki (Krzysztof Pieczyński) lecz sprawy komplikują się, gdy znalezione zostaje jego ciało. Po mieście roznosi się pogłoska o żydowskich mordach rytualnych...
Lankosz przeniósł na ekran prozę Miłoszewskiego w porównaniu z dziełem Jacka Bromskiego dość wiernie i w sumie wszystko co powinno się znaleźć, to się znalazło. Można się czepiać niepodobnego głównego bohatera (przecież Szacki przez pewne zdarzenie z przeszłości jest od młodości siwy!), okrojenie życia osobistego prokuratora i ograniczenie jego relacji z kobietami etc, jednak trzeba sobie zdać sprawę, że film to film, a książka to książka. Na wszystko miejsca nie starczy, chyba, że reżyser wzorem Petera Jacksona zrealizowałby z książkowego Ziarna prawdy w sumie sześciogodzinną trylogię. Trzeba było pójść na pewne kompromisy i chyba wycięto to co wyciąć było można, bez strat dla ogólnego odbioru produkcji.
Brawa należą się za grę aktorską, gdyż wszyscy wydają się być dopasowani do swych ról (choć miałem inne wyobrażenie książkowych postaci, ale nie mogę tego zaliczyć do minusów). Od głównych postaci po role trzecioplanowe aktorzy dają radę. Zarówno menele, miejscowe oszołomy i zwolennicy spiskowej teorii dziejów po sfiksowanego miłośnika broni (Arkadiusz Jakubik) czy rabina (zagrał go izraelski aktor Zohar Strauss, który trzeba przyznać dobrze nauczył się swej polskiej roli i wypadł bardzo okej). Naprawdę duże słowa uznania za obsadę aktorską.
Także wrażenie zrobiło na mnie intro produkcji. To chyba pierwszy polski film, gdzie naprawdę zauważyłem, że twórcy starają się przemycić w nim coś ciekawego. Jest ono nawiązujące do fabuły, dobrze wykonane a przy tym bardzo niepokojące.
Do czego mogę się mimo wszystko przyczepić? Na pewno do drewnianej Klary (Aleksandra Hamakało), która nie oferuje nic oprócz apetycznych piersi (choć dla wielu pewnie dobre i to!). W książce było to jednak o wiele bardziej złożona postać. W filmie płytko poszerzono jej wątek kosztem drugiego, kluczowego romansu Szackiego znanego z książki. Tak samo mam zastrzeżenia co do zakończenia, które w książce zostało dość dobrze wyjaśnione, a tutaj najważniejsze sprawy podane nie zostały.
Ogólnie jednak polecam film niezależnie od tego czy ktoś jest fanem książkowego pierwowzoru. Może nawet lepiej zobaczyć film przed przeczytaniem książki? Wtedy nie wie się od początku, kto stoi za mordami, a sięgając po pozycję Miłoszewskiego odkryje dla siebie wiele nieznanych wcześniej wątków.
P.S. Świetnie, że wreszcie mamy do czynienia z filmowym Szackim, a nie Szacką!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz