Nebraska
USA 2013
reż. Alexander Payne
gatunek: dramat, przygodowy
Długo zabierałem się za obejrzenie tego filmu. Zaintrygował mnie w nim fakt, że z jednej strony został on przecież mocno doceniony w postaci sześciu nominacji do Oscara, pięciu do Złotych Globów, trzech nominacji do BAFTA, dwóch do Złotych Palm w Cannes czy sześciu do Critic's Choice, a przy tym jednocześnie równie mocno przegrany zgarniając tylko jedną statuetkę - Złotą Palmę dla Bruce'a Derna. Jaki więc jest ten film?
Fabuła filmu Payne'a jest prosta jak budowa cepa. Podstarzały alkoholik Woody Grant (Bruce Dern) otrzymuje zawiadomienie o wygranej miliona dolarów. Choć wszyscy próbują go przekonać, że padł on ofiarą marketingowego oszustwa staruszek za wszelką cenę chce przemierzyć dwa stany i odebrać swą nagrodę. Pomóc mu w tym decyduje się jego syn, poczciwy David (Will Forte), który nie bacząc na słowa zgyźliwej matki, Kate (June Squibb) wyrusza wraz z ojcem w podróż. Podróż w czasie której przemierzą szmat drogi, w rodzinnym mieście Woody'ego napotkają galerię ciekawych postaci, a David dowie się wiele o przeszłości swej rodziny...
Mamy do czynienia z filmem dość nietypowym i raczej mocno niedzisiejszym. I to nie tylko ze względu na rzadko już obecnie stosowaną czarno - białą kliszę. Jeśli można określić film jednym słowem, to ten nazwałbym nostalgicznym. Jest to piękny i ujmujący film drogi, w którym nie należy się spodziewać wizualnych fajerwerków czy szalonych twistów fabularnych. Linia fabularna snuje się tu swoim własnym rytmem. Powiedzieć, że powolnym to tak, jakby nazwać Billa Gates'a dość zamożnym. Nie każdemu może się spodobać wolne tempo tej produkcji, ale w sumie na tym polega między innymi siła tego filmu. Nie każdemu się spodoba, ale jeśli zaakceptujemy ten rodzaj narracji będziemy bardzo usatysfakcjonowani.
Aktorzy w filmie wypadają bardzo przekonująco i naturalnie. Nie zobaczymy tutaj wielkich nazwisk i hollywoodzko pięknych twarzy, jednak wszyscy odgrywają swe role na odpowiednio dobrym poziomie. Bardzo przypadła mi do gustu para aktorska grająca główne małżeństwo. Dern i Squibb wypadają wręcz wspaniale. Cieszy fakt, że aktorzy - seniorzy nie są pomijani i wciąż jest dla nich miejsce w odpowiedniej klasy produkcjach. Przy czym i ten przypadek, jak i na przykład świetna rola Robeta Duvall'a w filmie Sędzia pokazują, że starzejący się aktorzy wcale nie są skazani na granie parodii samych siebie w filmach pokroju Niezniszczalnych.
Świetnie pokazane są też realia peryferyjnej Ameryki. Nie mamy tu do czynienia z eksploatowanym szeroko w tamtejszym przemyśle filmowym Nowego Jorku, słonecznej Kalifornii, tudzież deszczowego Seattle czy Chicago. Za to widzimy tą brzydszą część kraju. Która stanowi przecież większość. Prowizoryczne chałpy, melinowate bary i przepite rednecki stanowią dużą część tego kraju.
Film ten pokazuje też w nieskomplikowany, prosty ale przy tym bardzo szczery sposób alienację ludzi starszych i schorowanych. Woody Grant powoli zaczyna tracić kontakt ze światem, żyje w cieniu apodyktycznej żony, która wyżywa się na nim za pomocą niezbyt stosownych inwektyw i nieustannie grożąc wysłaniem do domu starców, a synowie mają go wyłącznie za starego pijaka. Na podstawie jego historii autorzy pokazują, że w ludziach starszych też tkwi jakaś historia, często chwalebna, a nie zawsze byli tylko tymi, jakimi są dzisiaj.
Nie jest to może kino, które zapamięta się na długie lata, będzie do niego wracać corocznie jak na bożonarodzeniowego Kevina. Jednak wcale też nie musi taki być. Warto obejrzeć go raz i wryć sobie pewien przekaz, jaki płynie z seansu. Ja osobiście jak najbardziej polecam każdemu fanowi dobrego kina. Choć wiem, że dla jednych będzie to film o niczym, mimo że jest to po prostu film o życiu. I nie udaje niczego innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz