Zabójcy bażantów (Fasandræberne)
Dania 2014
reż. Mikkel Nørgaard
gatunek: kryminał, thriller
W rok po zekranizowaniu Kobiety w klatce Mikkel Nørgaard wydał kolejną część przygód członków Departamentu Q. Ciesząca się sporym zainteresowaniem w Skandynawii, wydana także w Polsce seria kryminałów Jussiego Adlera - Olsena została godnie zaprezentowana na dużym ekranie dzięki pierwszemu filmowi z cyklu. Oczekiwania względem kolejnego filmu były więc duże. Czy reżyser sprostał zadaniu? O tym w krótkiej notce dowiecie się poniżej.
Ponownie śledzimy losy skromnego Departamentu Q, którego za zadanie jest zamykać stare sprawy. Dowódca departamentu, Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas) wracając z policyjnej imprezy natyka się na pijanego mężczyznę, który prosi go o przeczytaniu wysłanych przez niego listów. Mający dużo zadań na głowie Carl spławia go, jednak gdy nad ranem dowiaduje się, że ów mężczyzna był dawnym inspektorem policji, a obecnie leży w wypełnionej krwią wannie po popełnieniu samobójstwa zajmuje się dręczącą tego mężczyznę sprawą. Okazuje się, że chodzi o zamordowanie dwójki dzieci policjanta przed dwudziestu laty. W sprawie tej jest wiele niejasności, a zmarły policjant na prowadził w tej kwestii własne śledztwo. Z jego ustaleń wynika, że zamieszany w zbrodnię może być obecnie wpływowy biznesmen Ditlev Pram (Pilou Asbæk), a prawdę o zajściu może znać niejaka Kimmie Lassen (Danica Curcic). Kobiety tej jednak nie widziano od momentu popełnienia zbrodni. Mørck wraz ze swym partnerem Assadem (Farres Farres) i nową sekretarką (Johanne Louise Schmidt) zamierzają wyjaśnić tę sprawę.
Warstwa fabularna rozgrywa się dwutorowo. W czasie postępów w dokonywanych przez Departament Q poznajemy w retrospekcjach losy bohaterów zajścia sprzed dwudziestu lat, które doprowadziły do mordu. I o ile od początku wiemy mniej więcej kto jest winny temu feralnemu zdarzeniu i tak z ciekawością oglądamy film, gdyż nie zawsze jednak chodzi o to 'kto' ale też 'dlaczego' i 'jak'. Oś fabularna kręcąca się wokół poszukiwanej Kimmie stanowi naprawdę mocny punkt produkcji. Zanim poznamy jej późniejsze losy oglądamy bohaterkę tę w czasach szkolnych (w młodą Lassen wciela się świetnie Sarah-Sofie Boussnina). Fabuła tej części wydaje mi się lepsza od tego, co widzieliśmy w Kobiecie w klatce.
Rasowy kryminał wiąże się też z posiadaniem kilku wyrazistych archetypów postaci. Mamy detektywa - policjanta. Mający ciężkie życie prywatne Mørck jest postacią iście Chandlerowską. W długim płaszczu i z papierosem wygląda jak nowsza wersja Philipa Marlowe'a. Od początku do końca mamy do czynienia z bohaterem, który jest jedynym sprawiedliwym w świecie wypełnionym złem i występkiem. Towarzyszący mu Assad w świetnej kreacji Faresa Faresa wprowadza pewien minimalny luz i pewną dawkę humoru do produkcji, która jednak niesie ze sobą bardzo negatywne przesłanie. Sama sceneria mówi nam co to za typ produkcji. Mamy do czynienia z wieloma odcieniami szarości i czerni, zarówno w budownictwie i oświetleniu, ale także w ubiorze i ludzkich duszach.
Jest to specyficzny kryminał, który na skandynawską modłę toczy się raczej nieśpiesznie, wolno. Jednak z każdym dialogiem jesteśmy bliżej wyjaśnienia sprawy. Mamy kilka zwrotów akcji, w których widzimy jak zaszczuta jednostka potrafi zmienić się ze zwierzyny w łowcę. I ruszyć w swój bój, choćby ostatni.
Bardzo podoba mi się rola Lie Kaasa, który sprawnie potrafi lawirować między kreacjami twardych policjantów, jak tutaj, a brutalnych troglodytów spod ciemnej gwiazdy, jak na przykład w Drugiej szansie. Czekam na więcej filmów z nim w rolach głównych. A Zabójców bażantów z czystym sercem polecam każdemu, kto ma ochotę na mocną produkcję pozbawioną optymistycznego przesłania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz