niedziela, 26 lipca 2015

Mord doskonały?

The Oxford Murders
Wielka Brytania, Hiszpania 2008
reż. Álex de la Iglesia
gatunek: thriller, kryminał


No i oto mamy historyczny dwusetny post na blogu. I to w niecały rok, tak więc uważam, że jest bardzo dobrze jeśli chodzi o częstotliwość :) Na tą wiekopomną chwilę przypada notka o filmie jednego z moich ulubionych reżyserów - Alexa de la Iglesii, nad którego dziełami zachwycałem się już wcześniej (Hiszpański cyrk, Życie to jest to Las Brujas de Zugarramurdi polecam wszystkie!). Tym razem Hiszpan nakręcił film anglojęzyczny w całkiem gwiazdorskiej obsadzie. Czy mu wyszło?


Młody Martin (Elijah Wood) przybywa z USA do Oxfordu, by tam studiować matematykę. Wynajmuje mieszkanie u pewnej staruszki (, która w przeszłości pomagała w odtajnianiu Enigmy, pani Eagleton (Anna Massey) oraz trzymanej przez nią krótko córki Beth (Julie Cox). Marzeniem Martina jest poznanie wybitnego profesora Arthura Seldoma (John Hurt), który jest starym znajomym staruszki. Chłopak chciałby pisać pracę pod kierunkiem Seldoma, ten jednak nikogo nie uważa za godnego takiego przywileju. W pewnym momencie jednak Martinowi sprzyja szczęście, gdyż Seldom udaje się odwiedzić panią Eagleton. Razem wchodzą do mieszkania, gdzie zastają staruszkę zamordowaną...


Film powstał w oparciu o powieść, której nie znam więc nie wypowiem się na temat zbieżności produkcji z tekstem. Ogólnie jednak oryginał został napisany przez matematyka, więc mogę założyć, że masa naukowego lub pseudonaukowego bełkotu, jaki pojawia się w treści jest wiarygodna. W książce pewnie jest jej jeszcze więcej, jednak dla mnie jako wielkiego adwersarza królowej nauk i tak każda dyskusja matematyczna była tak niezrozumiała, że szkoda gadać.
Sama intryga kryminalna jest poprowadzona poprawnie, a co najważniejsze logicznie pod koniec wyjaśnione. Postaci, które przewijają się w śledztwie przeplatają się z losami Martina i profesora, wszyscy wydają się być dziwnie uwikłani we wszystkie poczynania bohaterów. Taką ciekawą rolę pełni tu między innymi postać pielęgniarki Lorny (Leonor Watling), która ma do zaoferowania o wiele więcej niż dorodne piersi, które w pewnym momencie przytłoczą filigranowego Wooda oraz widzów. Bardzo ciekawe są też postaci poboczne, jak na przykład Podorow czy spotkany w szpitalu ojciec chorego dziecka. Naprawdę intrygują.
Niestety zbrodniczy ciąg morderstw nie wywołuje zbytnio emocji w widzu. Wszystko to dzieje się tak po prostu, ja przynajmniej nie czułem się porażony zbrodniami, które przyjąłem po prostu jako kolejną scenę filmu. W niektórych filmach, oraz wielu książkach scena zbrodni i osoba zamordowanych szokowała i skłaniała do refleksji. Tutaj tego zabrakło. Także cała ta matematyka była moim zdaniem wciśnięta na siłę. Ogólnie mamy do czynienia z całkiem poprawnym filmem, który można obejrzeć i się nie nudzić. Trochę rozczarowała mnie kreacja Wooda, który przez większość filmu zdaje się zagubiony i przytłoczony (nie tylko obfitymi piersiami Watling). Duża w tym rola Johna Hurta, który przebija swą aktorską charyzmą odtwórcę roli Froda kilka razy. Co się zaś tyczy samego reżysera to jest to postać kręcąca filmy pokręcone, często trudne w odbiorze, takie, które albo się pokocha albo znienawidzi już na początku sensu. Tutaj mamy zaś do czynienia z inną maską de la Iglesii, nie jest sobą w swej anglojęzycznej wyprawie. Dlatego wolę go, gdy produkuje filmy w Hiszpanii. To właśnie na nie (i oczywiście Carolinę Bang) czekam z niecierpliwością. A Oxford Murders zobaczyć można ale jednak jest to film co najwyżej prawie dobry. 


2 komentarze:

  1. Dwusetny wpis powinnien mieć chyba lepszy film w opisie... aczkolwiek zakończenie jak najbardziej mi się podobało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądanie filmów jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz.

      Usuń