Francja, Kanada 2010
reż. Denis Villeneuve
gatunek: dramat, wojenny
zdjęcia: André Turpin
muzyka: Grégoire Hetzel
Wojna. Wojna podobno nigdy się nie zmienia. Jednak istnieje wiele rodzajów wojen i wbrew temu znanemu z Fallout'a stwierdzenie przybiera różne formy. W opisywanym właśnie filmie dużą część seansu spędzimy spoglądając na wojnę domową w Libanie. Żeby zrozumieć i docenić tę produkcję trzeba dobrze znać historię konfliktów polityczno-wyznaniowo-etnicznych na Bliskim Wschodzie. Tutaj jest to tylko trochę zarysowane, jednak w tym zapalnym regionie nic nie jest oczywiste. Dla przypomnienia napiszę, że sama wojna libijska trwała w latach 1975-1990 i był konfliktem pomiędzy chrześcijanami, a muzułmańską mniejszością w tym kraju. Jest to jeden z najbardziej krwawych konfliktów religijnych we współczesnej historii. A wszystko to jest tłem wydarzeń w filmie kanadyjskiego reżysera.
Film zaczyna się w spokojnej Kanadzie. Po śmierci matki bliźnięta Jeanne (Mélissa Désormeaux-Poulin) i Simon Marwan (Maxim Gaudette) po śmierci matki udają się do zaprzyjaźnionego z rodziną notariusza Lebela (Rémy Girard) w celu poznania testamentu rodzicielki. Oprócz przewidywalnego podziału majątku matka nakazuje pochować się nago, brzuchem do dołu i bez trumny. W dodatku imienną mogiłę zezwala zamontować dopiero wtedy, gdy rodzeństwo wypełni pewną misję. Notariusz wręcza bliźniakom dwa listy - jeden do ich brata, o którego istnieniu nie mieli pojęcia, drugi - do ojca, który - jak byli przekonani, od dawna nie żyje. Sceptyczny Simon nie chce podporządkować się woli matki i pragnie zorganizować normalny pogrzeb, jednak Jeanne wyrusza do rodzinnego wioski matki w Libanie, by poznać zatrważającą prawdę o jej losach. Równolegle ze współczesnymi poszukiwaniami śledzimy na ekranie dawne losy ich matki, Nawal (Lubna Azabal).
Akcja całej produkcji dzieje się na dwóch płaszczyznach. W pierwszej mamy do czynienia ze współczesnymi wydarzeniami. Sceny dzieją się wtedy w nudnej, spokojnej Kanadzie oraz Libanie, który jest już dwadzieścia lat po zakończeniu działań wojennych. Równolegle autorzy serwują nam przeniesienie w czasie do niespokojnych lat wojny domowej w tym kraju. Sceny, gdy obserwujemy losy Nawal są siłą rzeczy bardziej szokujące, widzimy w nich dramatyczne i brutalne działania wojenne, reżyser późniejszego Labiryntu bezkompromisowo ukazuje bezsensowne okrucieństwa bratobójczej wojny. Bez moralizatorstwa i podziału na dobrych i złych widzimy działania obu ze zwaśnionych stron. Gwarantuję, że scena z autobusem pozostanie w pamięci na długo.
Według przeplatanego schematu mamy tutaj podział na segmenty, w których najpierw poznajemy trudne losy poszukującej prawdy o matce Jeanne i dołączającego do niej później Simona oraz najważniejsze wydarzenia z życia ich matki. Wszystko to w spokojnym, choć zatrważającym tempie łączy się ze sobą dodając kolejne fragmenty tej samej układanki. A samo zakończenie jest jednym z najbardziej zatrważających w dziejach kina. Choć już chwilę wcześniej można się pewnych sprawach domyślać to i tak poznanie prawdy o Nawal wbija w fotel.
Mamy do czynienia z filmem 130 minutowym, który na dodatek nie jest ekranizacją przygód agenta 007, tak więc trzeba się nastawić, że akcja nie prze przed siebie z prędkością TGV przez cały ten czas. Są owszem momenty, kiedy przyspiesza, jednak przeważnie mamy całkiem spokojne, choć mocno niepokojące tempo. Nie jest to jednak wada, a raczej zaleta. Film rozgrywa się swoim nieśpiesznym rytmem jak rasowy bokser, by w pewnym momencie wyprowadzić kilka szybkich ciosów i znokautować przeciwnika (lub widza). Jest to też jedna z bardziej unikalnych historii w całej kinematografii. Naprawdę warto poświęcić czas na tę produkcję. Chociaż prawda może zaboleć.
od 3 lat się zabieram za ten film..
OdpowiedzUsuńTak jak pisałem - warto zainwestować te dwie godziny i zobaczyć.
Usuń