Łowca androidów (Blade Runner)
USA, Hongkong, Wielka Brytania 1982
reż. Ridley Scott
gatunek: Sci-Fi, thriller
Nadrabiając klasykowe zaległości tym razem przysiadłem nad osławionym Łowcą androidów. Oglądanie filmów fantastycznych, zarówno fantasy, jak i z obrębie fantastyki naukowej po raz pierwszy po ponad 30 latach od ich produkcji często bywa bolesne. Since fiction z lat 70. i 80. obecnie wygląda przeważnie dość mocno żenująco, a nowoczesny świat przyszłości (w tym niekiedy czasy nam obecnie teraźniejsze) wyglądają dość ubogo. Jak 33 lata po premierze prezentuje się więc film Ridleya Scotta?
Film przenosi nas do 2019 roku, w którym to ludzkość kolonizuje już inne planety, możliwe są swobodne podróże międzyplanetarne i inne tego typu atrakcje. Ludzkość posługuje się do wykonanywania najtrudniejszych robót androidami. Najbardziej zaawansowane z nich to tzw, replikanty o nazwie Nexus 6. Z czasem zdobywają one zdolność uczuć, więc aby nie stały się zbyt potężne mają one ograniczoną do czterech lat żywtoność. Po buncie tych istot na jednej z planet postanawia się o likwidacji replikantów. Za zadanie te są odpowiedzialni tzw. łowcy androidów. Jeden z nich, Rick Deckard musi zlokalizować i zlikwidować kilku przebywających w Los Angeles replikantów pod dowództwem Roya (Rutger Hauer).
Film oparty jest na opowiadaniu P. Dicka pt. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Opisana przez niego w 1968 przyszłość (czyli prawie nasza teraźniejszość) wygląda dość ponuro. Ciemne, zatłoczone i pozbawione wręcz dostępu do Słońca miasto pełne służb porządkowych i andoridów nie wygląda zachęcająco. Ludzie korzystają z tak zaawansowanych środków transportu, jak latające samochody. Ogólnie zawsze śmieszyło mnie ukazywanie przyszłości w dawnych filmach sci-fi. Mamy wszędzie brzęczące urządzenia, migające różnokolorowe lampki i inne tego typu urządzenia. Jak dla mnie to nie symbol zaawansowanego postępu, a denerwującej głupotu. Czy kilkadziesiąt lat temu uważano, że nanotechnologia musi się kiczowato świecić i wydawać hałasy rodem z Atari? Do tego nieodłączne superkomputery przypominające telegazetę...
Sama fabuła przez większosć uważana chyba za bardzo dobrą nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Mamy tu do czynienia z jednym z kardynalnych pytań stawianych przez ten nurt gatunkowy. Czy roboty mogą odczuwać ludzkie odczucia i co stanowi istostę cżłowieczeństwa. Zapewne 30 lat temu, czy niemal pół wieku wstecz, gdy powstawało opowiadanie te pytania wydawały się innowacyjne i na czasie, jednak po latach nie robi to zbyt wielkiego wrażenia, widziało i czytało się tego typu rzeczy zbyt wiele razy. Mimo, że lubię fantastykę to fabuła filmu nie przykuła mnie do ekranu. Przez te dwie godziny często się nudziłem musząc szukać innych atrakcji wokół mnie, niż te które (nie)dochodziły z pseudofutrystycznego Los Angeles.
Fani fantastyki, jeśli jakimś cudem jeszcze nie oglądali filmu Scotta może znajdą coś dla siebie. Dla innych raczej nie polecam.
Nie zgadzam się z Pańską opinią.
OdpowiedzUsuńTen film to klasyk! <3 Najlepszy film tego gatunku jaki mógł powstać.
Pozdrawiam :D
Zgadzam się :) W planach jest druga część, może również da radę :D
UsuńWizja Ridleya Scota różni się znacząco od pierwowzoru książkowego.
OdpowiedzUsuńFilm skupia się głównie na wątku sensacyjnym, z kolei książka porusza znacznie więcej tematów których w ekranizacji nie znajdziemy. To dwie zupełnie inne rzeczy.
Moim zdaniem: Książkę do dziś uważam za jedną z najlepszych pozycji jakiekolwiek przeczytałem.
Natomiast film na tamte czasy wyglądał olśniewająco (dla mnie nawet dziś) i ma niepowtarzalny klimat, grzechem jest go nie obejrzeć ale... wizja reżysera wydaje mi znacznie się uboższa w treść.(Co ciekawe film doczekał się alternatywnych zakończeń)
Kamilu, załóż konkurencyjnego bloga! :D
UsuńTo jest nawet myśl! :D
Usuń