Argentyna, Hiszpania 2014
reż. Damián Szifrón
gatunek: czarna komedia
zdjęcia: Javier Julia
muzyka: Gustavo Santaolalla
Chyba wszyscy widzieli kultowy obecnie komediodramat Marka Koterskiego Dzień świra. Tytułowy świr, czyli grany przez Marka Kondrata Adam Miauczyński nie był nim przez całe życie, ani nie stał się też świrem nagle. Był to proces długotrwały, motywowana przeróżnymi przesłankami frustracja rosła nim z dnia na dzień aż do osiągnięcia apogeum. Tak samo tutaj sześciu bohaterów jest doprowadzanych do ostateczności poprzez szereg różnych nieprzychylnych czynników. A widz patrząc na sytuacje jakie ich spotykają nie wie czy ma się z tego śmiać czy raczej płakać.
Tytułowe dzikie historie to podzielone na segmenty, niepołączone ze sobą opowiadania o losie sześciu osób. Ciężko tutaj opisywać fabułę poszczególnych scen, jednak wszystkie mają wspólny mianownik. W każdej z sytuacji coś idzie nie tak, a bohaterowie, który nie może znieść niepowodzeń puszczają nerwy. Wszystko to przedstawione jest w około kilkunastominutowej sekwencji. I tak chronologicznie mamy historię wzgardzonego muzyka Pasternaka (którego nawet z ważnych przyczyn nie widzimy), pewnej kelnerki z ciężka przeszłością (Julieta Zylberberg), jadącego do Buenos Aires biznesmena (Leonardo Sbaraglia), walczącego z biurokracją specjalistę od wybuchów (Ricardo Darín), próbującego uratować przed więzieniem syna milionera (Oscar Martínez) oraz pannę młodą, która na weselu dowiaduje się o pewnej nieprzyjemnej sprawie (Erica Rivas). Każdy z bohaterów zostaje inaczej doświadczony przez los co nie pozwala widzowi na ani chwilę nudy.
Firmowany przez samego Pedro Almodóvara film nie jest ani czystą komedią, ani dramatem. W produkcji Szifróna mamy dużą łatwość do identyfikowania się z postaciami, z jakimi zapoznajemy się na ekranie. Można wtedy zadać sobie pytanie - a co ja bym zrobił w jego/jej miejscu? Czy nie postąpiłbym podobnie? Przypadek każdego z bohaterów jest inny. U jednego frustracja musiała wzbierać przez długi czas, inny po prostu jest bezsilny w walce z niewrażliwymi na błędy proceduralne urzędnikami, innemu zaś w spokojnej podróży przeszkadza bezimienny psychopata. Tragizm każdej z sytuacji wynika z innych pobudek. Ogólnie mamy do czynienia z festiwalem absurdu i często też groteski i przesady. A wszystko to przyciąga widza i nie pozwala oderwać się od ekranu. Poza tym mamy tutaj pokazane boskie Buenos Aires i tereny przylegające. Lokalizacje zostały bardzo dobrze wybrane i zachęcają widza do wybrania się w te tereny. Gra aktorska także nie pozostawia wiele do życzenia.
Ciężko jest dużo pisać o tym filmie. Trudno zdradzić fabułę, gdyż jest to sześć kilkunastominutowych segmentów. Opisać resztę można w kilku zdaniach. To po prostu trzeba obejrzeć samemu. Zapewne dobrze się przy tym bawiąc. Jest to bardzo dobry przykład zacnego filmu, który wychodzi spoza Ameryki Północnej. Filmu, który pokazuje, że istnieje też życie filmowe poza Hollywood i ma się ono bardzo dobrze.
Z produkcji nominowanych do tegorocznego Oscara w kategorii filmu nieanglojęzycznego nie widziałem jeszcze tylko Timbuktu, jednak z tego co obejrzałem do tej pory twierdzę, że statuetkę otrzymał najsłabszy z dotychczas przeze mnie obserwowanych.
Nie przedłużając - zachęcam gorąco do zapoznania się z Dzikimi historiami. Bez zbędnego gadania - naprawdę warto!
kolejny film, który jak widać, prezentuje się lepiej niż Ida... a co do Timbuktu, widziałeś go gdzieś w hm, sieci?
OdpowiedzUsuńCo do Timbuktu to niestety filmu w ostatnim czasie nie emitują ani w studyjnych kinach w okolicy, ani nie mogę go znaleźć nawet w Internetach...
Usuń