USA 2014
reż. Brad Anderson
gatunek: thriller
Trwająca niemal 65 lat, od 1837 do 1901 roku epoka wiktoriańska to jeden z wdzięczniejszych okresów do osadzenia filmu lub książki. Czasy rewolucji przemysłowej i szczyt brytyjskiej hegemonii imperialnej powodują, że lata te były niewątpliwie ciekawe i warte uwagi. Pomysł zaś, by akcję umieścić w szpitalu psychiatrycznym pod koniec panowania królowej Wiktorii to natomiast kolejne zdawać by się mogło dobre posunięcie. Ale czy 1+1 w filmie zawsze daje 2? Produkcja Brada Andersona pokazuje, że niekoniecznie.
Absolwent psychiatrii z Oxfodu, Edward Newgate (Jim Sturgess) przybywa na praktyki lekarskie do położonego na uboczu szpitala psychiatrycznego dowodzonego przez doktora Lamba (Ben Kingsley) i jego pomocnika Mickeya Finna (w tej roli znany z Harry'ego Pottera David Thewlis). Uwagę Newgate przyciąga jedna z pacjentek, Eliza Graves (Kate Beckinsale). Edward wkrótce po przybyciu dokonuje zaskakującego odkrycia - znajduje zamkniętą w lochach prawdziwych pracowników szpitala z dyrektorem Saltem (Michael Caine) na czele. Okazuje się, że placówka opanowana jest przez chorych psychicznie...
Pierwsze, co mnie w tym filmie zdziwiło to rzecz dość drugorzędna ale jednak niezrozumiała. Sprawa tytułu w tym filmie i jego polskiego tłumaczenia jest dla mnie dość dziwna. Po pierwsze sama Eliza Graves nie odgrywa specjalnie wielkiej roli w tej produkcji i nie wiem dlaczego w oryginale postanowiono jej imieniem i nazwiskiem nazwać cały film. Po drugie zaś, tu pytanie do polskich dystrybutorów - gdzie znaleźli tłumaczy, którzy Eliza Graves przetłumaczyli na Obłąkanych?Wyszedł z tego pretensjonalny tytuł właściwy bardziej do horroru klasy C niż czegoś poważniejszego. Chociaż akurat patrząc na fabułę filmu Andersona trzeba przyznać, że zbyt poważnie brać Obłąkanch nie ma co.
Ciekawi mnie za to fakt, że producenci tego filmu zadbali o całkiem dobrego reżysera i naprawdę niezłą grupę aktorów z Kinsleyem, Cainem, Thewlisem czy Gleesonem w mniej lub większych rolach? I nazwiska te powinny gwarantować dobrą produkcję, jednak chyba zatrudnienie bardzo średniego (optymistycznie patrząc) scenarzysty Joe Gangemiego (Znacie jego wcześniejsze dokonania Mroźny wiatr czy Oblicza strachu? Ja też nie.). Płytki scenariusz tego filmu skutecznie zabija jego plusy powodując, że całościowo mamy co najwyżej przeciętny film, jakich wiele. Zakończenia domyśliłem się w 18 minucie, a zrobienie głównego twista fabularnego po około 25% trwania produkcji to też wykastrowanie filmu z emocji i tajemnicy. Szkoda, bo przywiązanie do detali z epoki i początkowy klimat zapowiadały więcej.