niedziela, 13 września 2015

Wojna po polsku

Karbala
Polska 2015
reż. Krzysztof Łukasiewicz
gatunek: wojenny

Kiedy ostatnio w Polsce powstał jakiś solidny film wojenny? Ktoś sobie przypomina? Bo ja mam z tym ciężko. Od 2010 są to (za niezawodnym Filmwebem): Powstanie Warszawskie, Kamienie na szaniec, Miasto 44, Tajemnica Westerplatte, Sierpniowe niebo. 63 dni chwały, Obława, 1920 Bitwa Warszawska, Essential killing. Z tego wszystkiego wyłania się obraz raczej monotematycznych filmów interpretujących kilka wydarzeń z drugiej wojny światowej, większość z nich jednak pod względem realizacji i treści fabularnej nie jest czymś specjalnie wartym uwagi. W sumie z czystym sercem mogę polecić tylko Obławę, która jest jednak mało epicką produkcją. Wyłączając słabiutkie 1920 zostaje nam tylko jeden film nieulokowany w II WŚ. Jest to Essential killing Skolimowskiego, który jest filmem moim zdaniem dobrym, ale dość trudnym w odbiorze, także przez rodzaj narracji (obserwujemy losy domniemanego terrorysty) oraz bardzo jednostkowy film, w którym nie ma wojny jako takiej. Także przy tym wszystkim Karbala jawi się jako nowa jakość w polskim współczesnym kinie. Słyszałem już określenia polski Helikopter w ogniu. Czy słusznie? Od razu mówię, że raczej nie. Dlatego, że jednak jest to całkiem inny film.


Obserwujemy grupę polskich żołnierzy pełniących służbę kontraktową w okupowanym przez Polskę Iraku. Kierowany przez kapitana Kalickiego (Bartłomiej Topa) zostaje skierowany do obrony ratusza w mieście Karbala. Razem ze stacjonującymi tam żołnierzami bułgarskimi (dowodzonymi przez znanego z roli Piłata w Pasji Hristo Shopov) mają przez kilka dni utrzymać to miejsce, nim przybędzie nowa zmiana. Tymczasem w mieście zaczynają się rozruchy, a posterunek zostaje zaatakowany przez sadrystów pod dowództwem postaci granej przez Samira Fuchsa. Poza bezpiecznym miejscem ląduje młody sanitariusz Grad (Antoni Królikowski), który czeka na proces za subordynację. Grad musi polegać na irackim policjancie Faridzie (Atheer Adel).


Pierwsze co rzuca się w oczy w tym filmie to świetne zdjęcia autorstwa Arkadiusza Tomiaka. Mimo skromnego budżetu, jaki posiadała produkcja za sprawą perfekcyjnych zdjęć mamy wrażenie, że obcujemy wizualnie z wysokonakładowym dziełem rodem z Hollywood. Za to należy się od razu ocena (lub nawet dwie) w górę. Kolejną pozytywną sprawą jest to, że nie mamy tutaj ckliwego moralitetu odnośnie życia żołnierzy, nie poznajemy ich wraz z wszystkim historiami życiowymi, jakie za nimi stoją. Dostajemy grupę niemal obcych sobie ludzi, którzy pewnie mają swoją przeszłość i plany na przyszłość ale nie dowiemy się o nich ani słowem. Dobrze, że obsada to jednak nie są największe gwiazdy polskiego kina. Już widzę oczyma wyobraźni dowodzonych przez Karolaka żołnierzy w postaci Chyry, Adamczyka i Szyca. Na szczęście postanowiono na sprawdzonych, lecz nieopatrzonych jeszcze ludzi z dobrym w roli Topą, po którym autentycznie widać dylematy, przed jakimi musi stanąć, niezłym Michałem Żurawskim oraz Tomaszem Schuchardtem (w którym wnikliwy widz rozpozna postać porucznika Żądło z Misji Afganistan - w obu produkcjach aktor grał podobne role) oraz obecnie chyba występującym w każdym polskim filmie Piotrze Głowackim (chociaż tutaj ograniczył się do dwóch dowcipów i efektownego zgonu). Występujący zaś w roli policjanta (żołnierza?) irackiego Adel bardziej pasuje do tancerza z Bollywood ale wydaje się, że daje radę. Nie podoba mi się za to lansowany przez rodziców (których rolami życia są odpowiednio Grażynka w Klanie i Kusy w Ranczu) Antoni Królikowski. Ten drewniany młody aktor jednak za sprawą koneksji będzie pewnie obecny w polskim filmie jeszcze długo. Niebawem zobaczymy go w serialu Bodo w roli tytułowej.
Ogólnie braki finansowe dają o sobie znać w czasie samej obrony City Hall. Ratusz jest atakowany przez sadrystów ciągle w jednym miejscu (a w rzeczywistości mógł być okrążony z każdego miejsca). Same sceny walki nie przedstawiają się specjalnie widowiskowo. Bardzo przypomina mi to wspomnianą już  wcześniej Misję Afganistan, gdzie tak jak tutaj oddział polskich wojsk pół odcinka ostrzeliwał dwóch talibów ukrytych za murkiem. Także brak snajperów (którzy byli obecni w realnej Karbali) tutaj rzutuje pewną nielogicznością. Mamy scenę, gdzie kilkadziesiąt metrów pod bramą ratusza islamiści przynoszą ckm. Później zaczynają robić wokół niego umocnienia. Wszystkiemu temu przyglądają się bezczynnie nasi żołnierze. Trochę bez sensu. 
Film nie daje nam odpowiedzi czy polska okupacja Iraku była dobra czy też nie (chociaż może skłania się ku tej drugiej wersji), skupia się za to na postawie walczących tam ludzi, którzy udali się tam nie ze względów ideologicznych, a po to by po prostu zarobić. Dobrze, że nie ma tutaj elementów martyrologicznych, bo to zabiłoby ten film. A tak mamy czasem przynudzający ale ogólnie strawny film wojenny produkcji polskiej, który dobrze wygląda i daje nadzieje na przyszłość, a przy okazji pokazuje nieznany w opinii publicznej fragment najnowszej historii polskiej armii. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz