niedziela, 19 czerwca 2016

Żywot nerda

Fusi 
Islandia 2015
reż. Dagur Kári
gatunek: dramat

O Islandii ostatnio zrobiło się dość głośno dzięki im nieustępliwym występom na EURO, gdzie w dwóch pierwszych meczach zdobyli dwa punkty. Biorąc pod uwagę fakt, że bramkarz reprezentacji tego kraju jest reżyserem postanowiłem więc obejrzeć jakiś film z tego kraju. Nie udało mi się natrafić na coś od tego piłkarza - reżysera, jednak dobrałem się do innego, dość nowego filmu pochodzącego z Islandii.


Tytułowy Fusi (Gunnar Jónsson) ma 40 lat i jest niemiłosiernym nerdem. Mieszka w bloku z matką i jej konkubentem, a jego głównym zainteresowaniem jest przesuwanie czołgów na zajmującej cały pokój makiecie jednej z bitew drugiej wojny światowej, zaś wielką frajdę sprawia mu kupienie zdalnie sterowanego samochodziku. Jego życie otrzymuje pewien impuls, gdy konkubent matki wręcza mu bilet na kurs tańca, gdzie Fusi poznaje Sjöfn (Ilmur Kristjánsdóttir).


Ten film to chyba cała kwintesencja życia na Islandii. Żywot na zimnej, nieprzyjaznej ziemi, gdzie Słońce pojawia się tylko na chwilę, a sama wyspa przez lata była bezludna, zaś obecnie zamieszkuje ją (oprócz uchodźców z Polski) nie więcej niż 300 tysięcy potomków wikingów. To kraina gdzie łatwo popaść w alkoholizm czy nabawić się depresji. I zarówno pocieszenie w alkoholu, jak i depresję znajdziemy w tym filmie. Filmie, w którym głównym bohaterem zamieszkującym ten ponury krajobraz jest istota nieprzystosowana społecznie. Film jest na wskroś skandynawski jeśli chodzi o klimat i społeczny sznyt całości. Szkoda, że produkcja składa się z wielu schematów, które już dawniej widzieliśmy nie raz i nie dwa. To są jakby są kalki kilku innych filmów pochodzących z tego kręgu kulturowego, choć to akurat nie dziwi, gdyż Skandynawowie zarówno w filmie, jak w literaturze lubią pochylić się nad wykluczeniami, problemami marginesu etc. Całość filmu jednak jest na przyzwoicie dobrym poziomie. Po poprzednim filmie z tego kraju, jaki obejrzałem, myślałem że produkcje islandzkie będą zawsze amatorskie. Ta jednak pokazała, że na wyspie można stworzyć niezły, profesjonalny film. Myślę, że warto spędzić te 90 minut śledząc smutne losy nerda Fusiego. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz