USA 1990
reż. Martin Scorsese
gatunek: gangsterski
Są filmy kultowe. Filmy, które wypada znać, a nawet oglądać cyklicznie co jakiś okres. Co więcej należy uznawać też je za filmy wyjątkowe, ponadprzeciętnie dobre. Co jednak jakimś cudem ćwierć wieku od premiery nie zobaczyło się wcześniej takiego kultowego dzieła i podczas seansu nie pieje się z zachwytu? Czy należy pod presją tłumu też kiwać głową z aprobatą nad każdą sceną czy wyjść przed szereg i powiedzieć wyraźnie, że nie wszystkie elementy produkcji były tak fajne, jak miały być? Przy takim dylemacie przystanąłem podczas seansu tego 'kultowego' filmu.
Poznajemy opartą na faktach historię trwającej wiele lat przestępczej kariery Harry'ego Hilla (Ray Liotta), który już od najwcześniejszych lat życia zaczął swą posługę dla lokalnej mafii. Z biegiem lat zaprzyjaźnia się z wpływowym gangsterem Jamesem Conway'em (Robert De Niro) oraz nieprzewidywalnym Tommym DeVito (Joe Pesci). Razem dokonują szereg spektakularnych akcji.
Lubię kino i literaturę mafijno - gangsterską. Ojca chrzestnego przeczytałem już na początku gimnazjum i zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż momentami przynudzający film. Zakazane imperium (a przynajmniej pierwsze jego trzy sezony) uważam za najlepszy serial od czasu Rzymu. Dodatkowo uwielbiam czytać o polskiej mafii trzepakowej zarówno w megalomańskich zwierzeniach Masy, jak i innych Alfabetach mafii. Do tego przeróżne Gomorry, Syberyjskie wychowanie czy Antykiller. Tak więc myślę, że na tym temacie jako tako się znam i potrafię ocenić. Jednak klasyczny już film Scorsesego nie zrobił na mnie jakoś wielkiego wrażenia. Mimo naprawdę dobrej gry aktorskiej (wielki Joe Pesci, który w tym okresie grał też znanego wielu prześladowcy Kevina, gdy ten był sam w domu lub Nowym Jorku), naprawdę ciekawych kilku scen (między innymi najlepsze długie ujęcie w historii kina - wejście Harry'ego i Karen do restauracji). Całość jest dla mnie jednak bardzo słabo przyswajalna. Film jest pełen dłużyzn i przeciąga się w nieskończoność, chce objąć zbyt wielki przedział czasowy, przez co historia staje się niespójna. Najgorsze jest to, że mało ważne momenty doczekują się kilku - kilkunasto minutowych sekwencji, zaś istotne sceny są tylko wspominane. Coś dzieje się, jednak nie jest często pokazane nawet na drugim planie. W rezultacie oglądamy często nudnawe sceny i obchodzimy się smakiem w momentach, gdy dzieje się coś ciekawego.
Reasumując nie mamy do czynienia z filmem złym, a raczej tylko niezłym. Oczekiwałem zobaczyć coś tak dobrego, jak nigdy a dostałem dobry film bez ogromu fajerwerków. za to z kilkoma niedogodnościami. Dlatego też jednak zawód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz