Słowacja, Czechy, Polska 2016
reż. Michal Kollar
gatunek: kryminał
Zacznę od tego, że jedną z rzeczy, jakich nie cierpię w filmie jest dubbing. Jest to forma akceptowalna w animacjach i grach komputerowych (chociaż i tam chyba lepiej zostawiać jest oryginalne głosy) jednak w filmach aktorskich taki rodzaj uprzykrzania życia widzowi jest nie do przyjęcia. Dzięki takim rozwiązaniu zanika w ponad połowie gra aktorska, ucieka klimat całości i ogólnie ogląda się to jakoś dziwnie. Szczególnie, że większość głosów dubbingowych powtarza się w 3 na 4 dubbingowane lub poddane voice actingowi produkcje. I właśnie ten film w Polsce wyszedł tylko w wersji nieoryginalnej, z dodanym przymusowo polskim udźwiękowieniem.
Przenosimy się do roku 1992 do Bratysławy. Komunizm upadł, a Czechosłowację niebawem zastąpią dwa niepodległe kraje. Tymczasem policjant Richard Krauz (Maciej Stuhr) wraz z kolegą z pracy Eduardem Burgerem (Marián Geišberg) odkrywa kilkuletnie zwłoki z gwoździem wbitym w czaszkę. Rozpoczyna on własne śledztwo, w czasie którego dochodzi do wniosku, że za tą śmierć odpowiada dawne UB.
Tak jak już wspomniałem na początku jedną z głównych wad tego filmu jest fakt, że został on brutalnie zgwałcony przez dystrybutora poprzez przymusowe zdubbingowanie. Przez to nie umiem wypowiedzieć się co do ważnego aspektu, czyli gry aktorskiej. Musiałbym kiedyś dorwać słowacką wersję oryginalną,a to zapewne zbyt łatwe nie będzie. Doszło tutaj do kuriozalnej sytuacji, gdzie Maciej Stuhr musiał jako jeden z nielicznych polskich aktorów podłożyć głos pod samego siebie. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego w wielu krajach dominuje dubbingowanie wszystkiego co tylko można (nie mówię, że lektor jest lepszy, po prostu każdą oryginalną ścieżkę dźwiękową powinno się udostępnić z napisami i tyle).
Mimo obowiązkowego polskiego dubbingu podobał mi się naprawdę klimat filmu. Brudne bary pełne typów spod ciemnej gwiazdy, Bratysława sprzed ćwierć wieku, specyficzne poczucie humoru patologów do tego w dużej części filmu pokazana policyjna robota z tamtego okresu okraszona dobrymi dialogami postaci (szkoda, że nie słyszymy ich w oryginale). Naprawdę do samego klimatu panującego w filmie przyczepić się nie można, duże brawa. Szkoda natomiast, że później to wszystko się rozmowa i oglądamy długą szamotaninę niezłomnego bohatera walczącego z podłymi agentami dawnego UB. W pewnym momencie nie wiedziałem już o co dokładnie chodzi, obserwowałem tylko pościgi i strzelaniny. Spartaczony pomysł, a szkoda. Wszystko zaś na podstawie jednej z najpopularniejszych słowackich książek, o tym samym tytule. No cóż, pierwsza polska ekranizacja Miłoszewskiego wypadła gorzej niż ta słowacko - czesko - polska Dominika Dana. Pozostaje liczyć, że następne będą bardziej udane. Oraz że ktoś wyda je w Polsce. Tym razem bez dubbingu.