Korea Południowa 2003
reż. Jee-woon Kim
gatunek: dramat, horror
Jak już zdarzyło mi się zapewne raz czy dwa wspomnieć we wcześniejszych wpisach jestem umiarkowanym fanem kina koreańskiego. Dostrzegając jego pewne niedogodności potrafię czerpać wiele przyjemności z samego klimatu produkcji z kraju ze stolicą w Seulu. Zapuszczając się w rozległe rejony zróżnicowanej kinematografii koreańskiej dzisiaj natrafiłem na film, którego fabuła dla europejskiego widza może w pewnych aspektach być pokrewna z twórczością braci Grimm, zaś rodzimy koreański odbiorca zapewne rozpozna w niej ludową legendę pochodzącą z czasów panowania tam dynastii Joseon.
Do swego rodzinnego domu po czasie spędzonym w szpitalu psychiatrycznym wracają dwie siostry - Soo-mi (Su-jeong Lim) oraz Soo-yeon (Geun-yeong Moon). Ich ojciec (Kap-su Kim) po śmierci matki bohaterek związał się z inną kobietą (Jung-ah Yum), która źle traktuje swe pasierbice. Tymczasem w domu dochodzi do dziwnych zjawisk...
Pierwsze skojarzenia podczas seansu tej produkcji miałem odruchowo z filmem, który powstał ponad dekadę później niż właśnie opisywany, jednak którego obejrzałem chronologicznie wcześniej, a mianowicie chodzi o austriacki thriller Widzę, widzę z 2014 roku. Faktycznie filmy te łączy coś więcej niż sam motyw rodzeństwa czy fakt, że mimo że niektórzy lansują je jako horrory, to de facto nimi nie są. Koreański film uznałbym raczej za rodzinny dramat psychologiczny z pewnym elementem kina grozy (w postaci pokracznych widziadeł znanych choćby z Ringu). Całość opiera się jednak na grze na emocjach i charakterach postaci niż na straszakach.
Z racji tego, że ogromna część filmu toczy się w domu na pustkowiu, a bohaterami tego dramatu jest tylko kilka osób całość ma bardzo kameralny, osobisty wydźwięk, a każda postać ma wystarczająco czasu na to, by widz zapoznał się z nią wystarczająco dobrze. Pochwalić można też muzykę, która jest nastrojowa i dodaje filmowi należnej powagi.
Nie jestem za to zbytnio przekonany do gry aktorskiej występujących tu postaci. Może taka konwencja, jednak bardziej czułem się jak w teatrze niż podczas seansu filmu. Maniera aktorów była aż nadto dramatyczna, właściwa wręcz postaciom szekspirowskim. Dla mnie aż do przesady. Także sama fabuła, która zostawia bardzo szerokie pole do interpretacji może być dla jednych plusem, a dla innych minusem. Sama interpretacja też jest niezbyt jasna (szczególnie dla mnie, który nie zna źródłowej legendy starokoreańskiej, na której oparta jest akcja) i właściwie spotkałem się z kilkoma wytłumaczeniami całego filmu, czasem wręcz jedno drugie wykluczające. Rozumiem, że ambitne kino zostaje pole manewru interpretacyjnego dla widza, jednak nie zawsze jego nadmiar jest pożyteczny. Naprawdę wiele scen tutaj miało znamiona braku sensu.
Ogólnie nie uważam, że film ten jest złym filmem jednak nie ukrywam, że trochę się na nim zawiodłem. Warstwa grozy nie zrobiła na mnie dużego wrażenia, gra aktorska także, a bardzo sfiksowana fabuła dająca się wyjaśnić na różne sposoby także nie przypadła mi do gustu. Jestem jednak urzeczony budującą klimat muzyką, naprawdę ciekawą charakteryzacją i lokalizacją grającego jedną z głównych ról w filmie domu i kilu innych rzeczy, które zostały wykonane przyzwoicie lub dobrze. Ogólnie więc tak jak niemal zawsze radzę, by każdy sam wyrobił sobie zdanie o produkcji przeznaczając dwie godziny swego czasu na tę koreańską baśń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz