piątek, 8 kwietnia 2016

Zmierzch bohaterów

Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (Batman v Superman: Dawn of Justice)USA 2016
reż. Zack Snyder
gatunek: akcja, sci - fi

I oto nadeszła wiekopomna chwila. Pierwszy raz w historii bloga opiszę superbohaterski blockbuster i to w dodatku całkiem nowy, gdyż obejrzany w kinie, mający premierę przed tygodniem. Jako że nie jestem żadnym fanobojem komiksowych bohaterów, a sam komiksy z serii DC Comics czytałem z jako takim zainteresowaniem przed niemal dwoma dekadami to niech nikt nie oczekuje ode mnie wielkich porównań do innych tego typu produkcji, gdyż widowiska Marvela mimo kilku prób odrzuciły mnie, zaś filmowe twarze Batmana i Supermana to wciąż dla mnie Michael Keaton i Christopher Reeve.


Ciężko mówić tutaj o jakiejś skomplikowanej fabule. Śledzimy losy niezbyt lubiących się Batmana (Ben Affleck) i Supermana (Henry Cavill), które to zaczynają się przecinać za sprawą intryg przedsiębiorcy Lexa Luthora (Jesse Eisenberg).


Nie będę tutaj porównywał postaci wcielających się w poszczególne postaci w stosunku do ich dawnych odpowiedników, bo nie dawne wersje widziałem odpowiednio dawno temu, a za trylogię Nolana od kilku lat dopiero się zabieram (ale niebawem pewnie mi się to uda) więc będę mógł po prostu ocenić jako osoba stojąca niejako z boku, to co widziałem przez dwie i pół godziny seansu. Sądzę jednak, że przedpremierowo wyszydzany Affleck dał radę i jego Batman wygląda całkiem dobrze. Cavill, którego cenię za dobrą rolę w Kryptonimie U.N.C.L.E. to tutaj nie przypadł mi do gustu jako Superman (choć jako jego alter ego Clarke Kent jest bardziej znośny). Miałem też drobny kłopot z postacią łysego lub łyso - rudawego w komiksach Luthora, który w wykonaniu Eisenberga bardziej przypominał spokojniejszą wariację Jokera. Nie mówię, że Eisenberg zagrał jakoś źle, jednak nie kupił mnie tym. Także pewne zastrzeżenia mam do papierowej postaci ukochanej Kenta, Lois Lane w wykonaniu Amy Adams. Nie widać żadnej chemii między tymi postaciami, która chyba powinna być widoczna. Z kobiecych postaci o wiele lepiej wypada za to w roli Wonderwoman Gal Gadot. Aktorskiego plusa zgarnąć ode mnie może też Jeremy Irons za rolę Alfreda. 
Niektórzy uważają, że film jest zbyt mroczny i traktują to jako minus (bo brak żartów i śmiesznych sytuacji), inni zaś mają to za wielki plus. Jak dla mnie jednak mrocznym filmem to można nazwać Nieodwracalne, nie zaś film z kategorią wiekową 12 lat. To wielki minus tego filmu, że dla perspektywy dolarowych zysków od najmłodszej publiczności daje się niby mroczny i brutalny film pozbawiony brutalności, mroku innego niż ten jasełkowy, krwi etc. Czytałem swego czasu komiksy o tych bohaterach i pamiętam, że tam posoka pojawiała się dość często i korzystano z niej całkiem chętnie. Szkoda, że chęć zysku obniża wartość filmów, gdyż poprzeczka idzie w tym wypadku w dół. Jeśli ktoś szuka tu tak zwanej męskiej rozrywki to raczej nie znajdzie, co najwyżej kilka scen nawalanek dla gimbazy.
Największą bolączką tego filmu są jednak nie sztampowe postaci czy ugrzeczniony komiksowy świat. Najgorzej ma się tu fabuła, która jest bezsensowna i same sceny akcji, które mają być solą tego typu widowiska. Obejrzałem cały film i w sumie nie poznałem motywacji głównego złoczyńcy, który w pewnym momencie sprowadza na Ziemię Doomsdaya, którego nic na Ziemi nie potrafi pokonać. Także inspiracje głównych 'dobrych' bohaterów są mi nieznane i dość sztuczne. Do tego dochodzi jakaś dziwna narracja 'Czy bohaterowie są nam potrzebni' i hasła typu 'Ziemia dla Ziemniaków Ziemian', mające uciszyć bezpłciowego Supermana. Także cały związek przyczynowo - skutkowy kuleje. Taki mózg jak Batman dajmy na to dowiaduje się, że statek należący do Lexa przybija do portu. Chcąc dowiedzieć się, gdzie trafi znajdująca się na nim przesyłka Nietoperz ryzykując życiem zakrada się do doków pod osłoną nocy, by zamontować na przewożącym towar aucie nadajnik GPS...po czym dowiaduje się później, że auto udało się do siedziby Luthora. Nikt by na to nie wpadł, nie? Także kilka scen typowo efekciarskich było słabe lub bardzo słabe. Scena pościgu nużyła mnie od pierwszej do ostatniej chwili (nie wiem czy innych też, bo mimo popołudniowej pory w pierwszym tygodniu wyświetlania byłem sam w multipleksowej sali). Także finałowy pojedynek nie interesował mnie zbytnio i oglądałem go niejako mechanicznie. Całe dwie i pół godziny filmu są zaś niczym więcej, niż tylko zapowiedzią kolejnych części filmów z komiksowego uniwersum, co najmniej dwóch części Ligi Sprawiedliwości i odrębnego tytułu dla każdego z jej członków. No może skuszę się na Wonderwoman, która mnie zaintrygowała w tym filmie (i ta ożywiająca muzyka, gdy pojawiała się na ekranie, na pewno na plus). Z uniwersum ciekawie zapowiada się też Legion Samobójców. Co zaś do samego opisywanego filmu to obejrzałem go bez większego bólu punktując wiele błędów i niedopatrzeń. Także taki przeciętny film, który można obejrzeć, choć wcale nie trzeba. Pewnie gdybym miał z 12-15 lat mniej bawiłbym się lepiej. Ale to tylko przekonuje mnie do mojej tezy, że tego typu superbohaterskie produkcje to produkty dobre dla dzieci. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz