Francja 2010
reż. Thomas Balmès
gatunek: dokumentalny
Trochę ponad rok temu opisałem na blogu jedyny do tej pory film dokumentalny, jaki pojawił się na łamach mej strony. Jaskinia zapomnianych snów Wernera Herzoga zrobiła na mnie dość duże wrażenie i sądziłem, że filmy dokumentalne częściej będą gościły na moim blogu. Tak się jednak nie stało i musiało minąć ponad 12 miesięcy, by przedstawiciel tego szanownego gatunku filmowego ponownie się tu pojawił. Teraz mam nadzieję, że dokumenty będą częściej występowały na blogu i nawet myślałem nad stałą rubryką dla nich poświęconą (na przykład Dokumentalne środy czy Wtorki z dokumentem). Napisałbym, abyście sami, jako czytelnicy napisali w komentarzach, co o tym sądzicie, jednak patrząc na liczbę i częstotliwość tychże do tej pory chyba nie ma wielkiego sensu tego robić. A tymczasem kilka słów ode mnie o filmie, któremu poświęcony jest ten wpis.
Z kamerą podążamy w cztery różne strony świata, by śledzić pierwszy rok życia czterech przychodzących na świat ludzi. Dzieci z sawanny w Namibii, mongolskiej stepowej jurty czy wielkomiejskich Tokio i San Francisco poznajemy jeszcze, gdy przebywają w brzuchach swych matek. Później będziemy towarzyszyć im przez pierwsze kilkanaście miesięcy ich życia, gdzie każdy dzień będzie stanowił nowe wyzwanie.
Tak pogodnego, optymistycznego i po ludzku ciepłego filmu dawno nie widziałem. Towarzyszenie tytułowym bobasom w ich codziennej eksploracji nowego dla nich świata to naprawdę miłe dla oka i umysłu odprężenie po ciężkim dniu. Oglądanie zmagań dzieci w przeróżnych sytuacjach, jak na przykład walka ze snem, próbie umycia się czy stanowienia pierwszych kroków to naprawdę radosne i wartościowe widowisko. Gdy jeden z bohaterów zrobi pod koniec filmu pierwszy krok i stanie dumnie wyprostowany na stepie, a jego włosy będą smagane wiatrem i gdy zobaczymy dumę na jego małej twarzy na pewno się uśmiechniemy. A takich momentów jest znacznie więcej.
Film ten też pokazuje, że my ludzie wszyscy jesteśmy tacy sami niezależnie od koloru skóry, miejsca urodzenia czy statusu materialnego. Przynajmniej gdy jesteśmy niemowlakami. Zarówno dziecko w ubogiej chacie w Afryce, jak i żyjące w przepychu San Francisco ma takie same potrzeby, cieszy się z tych samych rzeczy i robi generalnie to samo. Nie ma między nimi żadnej różnicy. Każde też zapewne chce być kochane i tą miłość otrzymuje tak, na ile pozwalają warunki. Pokazanie tego to bardzo wartościowy czynnik tego filmu.
80 minut seansu mija bardzo szybko i myślę,że za jakiś czas będę chciał obejrzeć przygody małych bohaterów raz jeszcze i polecam ten film chyba każdemu. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz