niedziela, 3 kwietnia 2016

Opętanie po polsku

Matka Joanna od Aniołów
Polska 1961
reż. Jerzy Kawalerowicz
gatunek: dramat

Właśnie zmierzyłem się z prawdziwą klasyką polskiego kina i teraz czeka mnie naprawdę trudne zadanie opisania tego, co widziałem. To kolejny po Idzie i Niewinnych opisywany na blogu film z zakonnicami w rolach głównych, jednak patrząc na moją filmową shortlistę zapewniam, że jeszcze nie ostatni. Mamy film, który jak niemal żaden inny wywołał kontrowersję i zgorszenie, przez jednych został doceniony, a przez innych niemal zrównany z ziemią. Najwidoczniej więc film Kawalerowicza to jeden z gatunku tych, które albo się kocha albo nienawidzi. Ja zaś niczym kiedyś Donald Tusk według słów posłanki Rokity stoję w stosunku do niego w rozkroku. 


Przenosimy się na wschodnie rubieże XVII lub XVIII wiecznej Polski (czas akcji nie jest znany). Tam właśnie znajduje się oddalony od ludzkich sadyb żeński klasztor, do którego zmierza wysłany przez przełożonych ksiądz Suryn (Mieczysław Voit). Musi on zbadać pogłoski o opętaniu przez demony znajdujących się w klasztorze zakonnic. Wkrótce wraz z innymi księżmi rozpoczyna egzorcyzmy względem przeoryszy zakonu, Matki Joanny od Aniołów (Lucyna Winnicka).


Film ten przed 55 laty, gdy doczekał się premiery wywołał sporą polaryzację społeczeństwa, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. Skrajne opinie, których się doczekał to dość anormalna przypadłość. Wymienić można między innymi fakt, że otrzymał on nagrodę specjalną jury na znaczącym festiwalu w Cannes, gdzie jednak musiano przyspieszyć jego premierę, gdyż o zablokowanie emisji apelował sam Watykan. W Polsce mimo nagród na konkursach filmowych zarówno dla reżysera, jak i świetnych głównych aktorów film został uznany przez Polaków w sondzie OBOPu za ten, który podobał się w tym roku najmniej. Polski Kościół apelował zaś do cenzury, by nie puszczano go w kinach, a władza propagandowo oznajmiała, że w filmie ma miejsce odwieczna walka klas...Po latach okazało się, że jeden z najwybitniejszych światowych reżyserów, Martin Scorsese, który jest wielkim fanem polskiego dawnego kina uważa film Kawalerowicza, za jeden z lepszych, jakie widział i umieścił go na liście filmów w objazdowym projekcie Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema, w ramach którego w całym USA odbywały się pokazy najlepszych zdaniem reżysera polskich arcydzieł filmowych (więcej o tym godnym uwagi cyklu pod TYM LINKIEM). Nie ulega jednak wątpliwości, że film Kawalerowicza jest trudny w odbiorze i wielu może to zniechęcić od samego początku. 
Mamy tu zalążki horroru i egzorcyzmowanie diabła. Zanim więc wyszedł sławny na cały świat Egzorcysta odrobinę podobne rzeczy mieliśmy już u nas, w PRLowskim kinie początku lat 60. Warto dodać, że całość powstała na podstawie opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. To co rzuca się w oczy, to bardzo skromne, ascetyczne miejsca, gdzie toczy się akcja. Czy to pod klasztorem, czy w samym klasztorze wszędzie są przysłowiowe puste ściany, brak jakichkolwiek przedmiotów. Cały obszar obok klasztoru przypomina krajobraz księżycowy. Mamy więc do czynienia z ziemiami bardzo niegościnnymi. Na uwagę zaś zasługuje gra aktorska, gdzie choć czasem teatralnie, jednak bardzo kunsztownie świetnie spisują się Voit i Winnicka. To po prostu trzeba zobaczyć. Historia grana przez nich postaci jest natomiast w gruncie rzeczy historią miłosną, gdyż ludzie jako ludzie wiodący klasztorne życie miłość biorą za podszepty diabła.  Nie wiem czy jest to film, który postawię na pierwszym planie najlepszych polskich produkcji, jak dla mnie jest w nim za wiele rzeczy, które mi się nie spodobały, jednak ma w sobie wiele niewątpliwych plusów. Metafizyczność ponadczasowego tematu, gdzie religia spotyka się z miłością, piękne zdjęcia stworzone przez Wójcika, świetna gra aktorska i jeszcze lepsze dialogi to jednak powody, dla których film należy poznać. Myślę, że tak jak i z innymi produkcjami - aby się przekonać czy coś jest dobre czy nie należy zobaczyć samemu. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz