wtorek, 12 kwietnia 2016

Pradawne zagrożenie

Piąty element (The Fifth Element)
Francja 1997
reż. Luc Besson
gatunek: akcji, sci - fi, komedia

Bardzo sobie cenię twórczość Luca Bessona z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. O ile najnowsze produkcje Francuza nie stoją według mnie na odpowiednio wysokim poziomie to jego filmy sprzed około dwóch dekad, od Nikity, którą niebawem chcę sobie po latach odświeżyć, przez niesamowitego Leona Zawodowca po opisywany właśnie film i Joanne D'Arc uważam, za jedne z najlepszych produkcji minionej dekady. Piąty element widziałem zaś dobre 15 lat temu więc postanowiłem je sobie przypomnieć. Jak prezentuje się po niemal 20 latach od premiery?


Przenosimy się z kamerą do rzeczywistości XXIII wieku. Tam właśnie nowojorski eks komandos, a obecnie taksówkarz Korben Dallas (Bruce Willis) wpakuje się w ratowanie świata przed zagładą, która grozi mu raz na 5000 lat,a a w którą aktualnie zamieszany jest złowrogi milioner Zorg (Gary Oldman). Kluczem do zapobiegnięcia katastrofy okaże się zaś tytułowy piąty element, Leeloo (Milla Jovovich). 


Od razu powiem, że wciąż po latach powinno dobrze bawić się przy tym filmie Bessona o ile podejdzie się do filmu odpowiednio. Należy przyjąć, że świat ukazany jako swoista antyutopia jest miejscem stworzonym z umyślnym humorem (bo raczej sam twórca nie mógł podejść do tematu poważnie) i nie należy traktować tego jako jakieś hard sci - fi, oraz co najważniejsze przymknąć oko na dość toporne, bardzo postarzałe efekty specjalne. Dzięki temu przeniesiemy się do całkiem sprawnie i pomysłowo wykreowanego świata, gdzie przez ponad dwie godziny nie ma miejsca na nudę. Ciągle się coś dzieje, widz nie dostaje ani chwili na wytchnienie, zaś towarzyszący mu przez cały film aktorzy z świetnymi Willisem, Oldmanem i Jovovich na czele doskonale dopasowują się do swych ról (uwzględnić też trzeba dobrego w roli księdza Iana Holma, którego można kojarzyć też między innymi jako starego Bilba z filmów Petera Jacksona i fenomenalnego Chrisa Tuckera w roli radiowego celebryty). 
Chociaż fabuła filmu czasem pozostawia wiele do życzenia (szczególnie główna oś fabularna dotycząca groźbie zagłady), całość jest bardzo naiwna, zaś sceny walki wyglądają trochę jak przeniesione z Power Rangers  to nie mogę ocenić filmu na mniej niż dobry. Może to zasługa dobrej gry aktorskiej, może kilku scen pokazujących miasto przyszłości, może natomiast dzięki bardzo dobrze wykreowanym postaciom. Może i świat XXIII wieku ma się tu tyle co do ewentualnej realnej przyszłości tak, jak epoka kamienia łupanego do tego, co widzieliśmy w serialu o Fredzie Flinstonie, ale jako konwencja i wizja artystyczna twórcy broni się to wciąż nieźle. Jeśli jeszcze nie widziało się tego filmu to naprawdę czas, by go nadrobić! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz