niedziela, 30 sierpnia 2015

Retro szpiedzy

Kryptonim U.N.C.L.E. (The Man From U.N.C.L.E.)
USA 2015
reż. Guy Ritchie
gatunek: sensacyjny, komedia

Dawne kino szpiegowskie było jedyne w swoim rodzaju. Potrafiło łączyć ciekawą intrygę, wyrazistych bohaterów oraz luźny komediowy styl. W późniejszych latach zarówno kolejne części przygód Jamesa Bonda, Bourne'a czy innych superagentów przybrały iście poważne tony. A konwencja lekkich filmów akcji była przecież strzałem w dziesiątkę i cieszy fakt pojawienia się takich filmów, jak Kingsman czy właśnie opisywanego filmu byłego partnera Madonny.


Intryga filmu nie jest zbyt skomplikowana i przenosi nas w epicentrum Zimnej Wojny, do roku 1963 i zaczyna się we Wschodnim Berlinie. Poznajemy agenta CIA, Solo (Henry Cavill), który dociera do córki niemieckiego naukowca, Gabi (urocza Alicia Vikander), która to ma doprowadzić go do swego ojca mającego gdzieś stworzyć bombę atomową dla włoskich mafiozów. Traf chce, że muszą oni połączyć siły z agentem radzieckiego KGB, Ilją (Armi Hammer).


Pierwsze co rzuca się w oczy, to fakt że film został świetnie nakręcony. Cudownie ogląda się szpiegowski film dziejący się w najlepszej dla szpiegów epoki nakręcony na taśmie dającej retro wrażenie. Do tego udana charakteryzacja bohaterów i lokacji i wszystko wygląda jakby oglądało się pierwsze przygody Bonda. Klimat na poziomie majstersztyku. Szwankuje trochę zbyt prosta fabuła, ale jednak nie jest z nią aż tak źle.
Gra aktorska głównej trójki bohaterów nie pozostawia nic do życzenia. Widać między nimi chemię i od razu do całej trójki czuć sympatię. Wcielająca się w czarny charakter Elizabeth Debicki także odgrywa tu najlepszą ze swych ról i pięknie dopełnia bardziej pozytywnych bohaterów. 
Mamy tutaj typową zabawę z konwencją, tricki montażowe właściwe Ritchiemu oraz naprawdę niemęczące sceny akcji. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i w odpowiedniej ilości, pościgi, strzelaniny, krajobrazy, szermierki słowne i dowcipne sytuacje. Także na plus trzeba zaliczyć, że po raz pierwszy od dawna rosyjski bohater nie jest tutaj klasycznie złą postacią. Ilja Hammera da się lubić, a Ritchie jednakowo nabija się z KGB, jak i z CIA. Wreszcie mamy jaką równowagę w kinematografii opisującej pojedynek tych służb. 
Film ewidentnie nastawiony był na kontynuację, co widać w wielu scenach, z ostatnią włącznie, jednak jego niewątpliwa wtopa kinowa chyba sprawia, że drugiej części raczej nie uświadczymy. W natłoku kolejnych Avengersów, Batmanów i innych Transformersów masowo pojawiających się w kinach szkoda, że naprawdę dobry film gatunkowy nie doczeka się kontynuacji. Ja osobiście polecam udać się do kina i może dołożyć swoją cegiełkę w uratowanie tego projektu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz