wtorek, 4 października 2016

Martwy przyjaciel

Swiss Army Man 
USA 2016
reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert
gatunek: przygodowy, dramat, komedia 


Dla wielu aktorów rola życia oprócz bycia ogromnym sukcesem staje się wręcz przekleństwem. Zostają oni przez wielu odbiorców zaszufladkowani do odgrywania określonej postaci w określonym stylu i epoce. Przykładem tego typu aktora może być w ostatnich latach Johnny Depp, którego większość ról to powielanie postaci kapitana Sparrowa. Także legendarny Louis de Funes mimo ogromu komediowych ról w pamięci widza zapisał się jako mało rozgarnięty żandarm. Żeby daleko nie szukać dobrym tego przykładem w naszym kraju jest Andrzej Grabowski, który choć wystąpił w ostatnich latach w wielu różnorodnych produkcjach dla większości na zawsze pozostanie Ferdkiem Kiepskim. Aktorzy często by odciąć się od roli, z którą są kojarzeni postanawiają wcielić się w całkowite jej przeciwieństwo. Pamiętny ksiądz z Plebanii, czyli Włodzimierz Matuszczyk niedawno wcielił się w kryminalistę odsiadującego wyrok w filmie Git, Elijah Wood, by odciąć się od Froda zagrał w filmie z samą Sashą Grey (choć nie jest to taki film, jak myślicie). Harry Potter, czyli Daniel Radcliffe zdecydował się wcielić w rolę...zwłok. 


Hank (Paul Dano) przebywa na odludziu z dala od cywilizacji. Wycieńczony i zdemotywowany brakiem perspektyw na ratunek postanawia z sobą skończyć. Jednak wieszając się zauważa na plaży człowieka wyrzuconego na ląd. Pełen nadziei rusza w jego stronę, jednak szybko ku jego rozpaczy okazuje się, że morze wyrzuciło trupa. Pod wpływem halucynacji załamany Hank rozpoczyna jednak konwersację z nieboszczykiem, którego nazywa Manny (Daniel Radcliffe). Rozgadane zwłoki dzięki swym zdolnością dają mu nadzieję powrotu do domu.


Cóż, jest to film ze wszech miar specyficzny, co chyba można łatwo przewidzieć już po samym opisie, jak i trochę przydługim wstępie, który może tłumaczyć udział Radcliffe'a w tej produkcji. Ja w każdym razie jeszcze czegoś takiego nie widziałem, a widziałem masę dziwacznych filmów. Dziwność tego filmu nie jest jednak jego minusem. A na pewno nie powinien być minusem dla sporej części kinomaniaków. Dużo ludzi już jednak po samym krótkim opisie lub obejrzeniu zwiastuna odwróci plecami od ekranu uznając, że to film nie dla nich. Mnie jednak to dziwaczna, kontrowersyjna fabuła nie raziła i patrzyłem na wydarzenia zawarte w filmie, choć z czasem pewnym zażenowaniem to jednak także z towarzyszącym mi uśmiechem. Szczególnie, gdy Hank korzystał z supermocny Manny'ego można było zadać sobie pytanie Co tu się do cholery dzieje? jednak akceptując przewrotną konwencję filmu wypada w tych scenach porzucić rozsądek i skupić się na obserwowaniu przygód bohaterów. Jednak fenomenalne jest tu to, że oprócz surrealistycznych halucynogennych przygód Hanka mamy tutaj wiele bardzo serio toczonych rozmów, gdzie Hank uczy Manny'ego życia, a ten swymi pytaniami i ripostami zgrabnie kwituje problemy ludzi. Naprawdę rozmowy bohaterów często są nie tylko zabawne, ale i wartościowe - za to plus dla autorów. Także świetnie radzi sobie obsada - Paul Dano daje radę jako trochę sfiksowany samotnik, epizodycznie występująca lecz ważna dla fabuły Mary Elizabeth Winstead wnosi dawkę uroku, jednak film jest popisem Daniela Radcliffe'a. To chyba najlepsza gra zwłok, jaką widziałem w kinie. On nie gra martwego - on jest martwy. By za chwilę za sprawą spaczonej wyobraźni Hanka ożyć i być mniej sztywnym niż wcześniej. Naprawdę wielkie ukłony dla aktora za tę kreację. Na pewno zostanie z niej zapamiętany przez tych, którzy zdecydują się obejrzeć tę produkcję. Ja mimo wszystko polecam - choć trzeba podejść do filmu z odpowiednim dystansem. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz