środa, 5 października 2016

Odzysk

Róża
Polska 2011
reż. Wojciech Smarzowski
gatunek: dramat

Film ten obejrzałem z powodu zbliżającej się premiery kolejnego filmu reżysera. Wojciech (wybaczcie, jakoś nie pasuje mi lansowany przez samego autora Wojtek w kontekście nieznanego mi osobiście faceta po pięćdziesiątce) Smarzowski w pięć lat po opisywanym właśnie filmie sięga ponownie po tematykę okołowojenną w zapowiadanym na jeden z ważniejszych i lepszych artystycznie rodzimych filmów dekady. Uznałem więc, że dobrym preludium do przyszłotygodniowej premiery będzie właśnie Róża. 


Mazury, rok 1945. Na właśnie odzyskiwane przez Polskę ziemie zamieszkałe przez Niemców, Mazurów, Polaków i Rosjan wkracza dawny żołnierz AK, Tadeusz (Marcin Dorociński). Przybywa on do wdowy po żołnierzu Wehrmachtu, Róży (Agata Kulesza), by oddać jej pamiątki po zmarłym mężu. Mężczyzna postanawia pomóc kobiecie w obowiązkach oraz strzec jej domu przed szabrownikami licznie nawiedzającymi okolicę.


Film ten oprócz ukazania trudnego i problematycznego uczucia pomiędzy AK-owcem, a kobietą niemieckiego żołnierza pokazuje przeważnie zapominany przez historię fakt potraktowania Mazurów przez nowe powojenne władze Polski. Ogólnie pokazuje też w sposób naturalistyczny i często aż przesadnie brutalny metody wprowadzania nowej władzy na ten teren oraz samo odzyskiwanie ziem dla Macierzy. Jako dygresję polecę zaś dla wszystkich zainteresowanych tym, jak wyglądał rok zakończenia wojny książkę 1945. Wojna i pokój Magdaleny Grzebałkowiej - tam jest wiele tematów podobnych do tego, co ukazuje reżyser tego filmu.
 W warstwie fabularnej jednak znajduje kilka zasadniczych usterek, które nie pasują mi do realiów. W warstwie, nazwijmy to miłosnej nie widzi mi się sam fakt udania się Tadeusza na Mazury, by przekazać jakieś zdjęcie i obrączkę obcej kobiecie. Żołnierz, na którego oczach zgwałcono i zabito żonę idzie sam pośród niebezpieczeństw, aby oddać przedmioty należące do przedstawiciela wrogiej armii? To się kupy nie trzyma. Gdyby jeszcze pokazano na jakiej stopie zażyłości opierała się znajomość Tadeusza z niemieckim mężem Róży może dałoby się to wyobrazić, jednak bez tego motywy bohatera są nieznane, a cała spajająca historię fabuła pozbawiona sensu. Natomiast jeśli chodzi o warstwę, powiedzmy historyczną mamy do czynienia z kolejnym filmem bardzo nieobiektywnie pokazującym bohaterów. Zgodnie z panującym ostatnimi laty trendem nie oglądamy tu ludzi z krwi i kości, a jakby walkę pociesznych hobbitów z wstrętnymi, na wskroś złymi orkami z Władcy Pierścieni. Wszyscy przedstawiciele polskiej armii, kombatant Armii Ludowej, rosyjskie wojska - każdy z nich jest brutalnym, przeważnie okropnie brzydkim wizualnie chamem skłonnym najpierw bić i pić, potem zaś stawiać pytania. Wszyscy bez wyjątku są przedstawicielami Imperium Zła, a ich charaktery pasują bardziej do sztampowej fantasy niż do aspirującego filmu, gdzie nic nie jest czarne lub białe, a jedynie mieniące się różnymi odcieniami szarości. W porównaniu z nimi biedni Mazurzy to szlachetni lecz bezradni ludzie skazani na łaskę krwawych zwycięzców. Jak nic pasuje tu porównanie orków z hobbitami. Hobbitami bronionymi tu przez Aragorna, tutaj przedstawionego jako bohater grany przez Dorocińskiego. Po Smarzowskim spodziewałem się bardziej realnego przedstawienia bohaterów. 
Gra aktorska stoi tu na dobrym poziomie, Kulesza, jak i Dorociński wypadają tu bardzo dobrze, Także role poboczne są obsadzone nieźle, przeważnie przez aktorów mających pewne miejsce w filmach tego reżysera. Mamy tu więc między innymi Braciaka, Dziędziela czy Lubosa, ale też Dyblika i Rogalskiego. Nie zdziwiłbym się, gdyby przy kręceniu filmu o podboju kosmosu w roli dzielnych polskich kosmonautów Smarzowski postawił na wyżej wymienionych aktorów,
Także nie można się przyczepić do warstwy technicznej - odpowiednia muzyka, bardzo dobra praca kamery, ale także dobra scenografia i kostiumy. Ogląda się to dobrze. O ile dobrym oglądaniem można nazwać festiwal brutalności, który oglądamy niemal na każdym kroku. Sądzę, że w nadchodzącym Wołyniu może być pod tym względem podobnie.
Generalnie więc mamy dobrze zrealizowany i zagrany film, z ciekawym przyczynkiem historycznym, który mógł być podstawą do stworzenia bardzo dobrej, realistycznej fabuły, jednak właśnie fabularnie moim zdaniem film ten kuleje i to chyba nawet na obie nogi. Oczekiwałem jednak czegoś więcej, choć oczywiście namawiam do obejrzenia, gdyż ciągle to stylowe polskie kino.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz