czwartek, 27 października 2016

Chińskie opowieści

Wojna imperiów (Tian Jiang Xiong Shi)
Chiny 2015
reż. Daniel Lee
gatunek: przygodowy (?)


Myślicie, że na świecie kinowe weekendy otwarcia należą zawsze do filmów z Hollywood? Może kiedyś tak było, jednak obecnie trendy są takie, że zdarza się to raczej sporadycznie? Pytanie, jakie filmy w takim razie konkurują z tymi z USA? Nie są to filmy bollywoodzkie, tym bardziej nie nollywoodzkie (produkowane w Nigerii), nawet nie rosyjskie dramaty egzystencjalne ani nie polskie komedie romantyczne. Więc co? Najczęściej kinowy prym wiodą chińskie blockbustery, z których tegoroczny lider zarobił w samych Chinach ponad pół miliarda dolarów. Opisywany właśnie film w zeszłym roku na chińskim rynku w pierwszy weekend zyskał około pół miliarda złotych, co dało mu 15 miejsce na tamtejszym rynku w 2005 roku. Sumy szalone, ale jak jest w takim razie z jakością?


Bliżej nieokreślona czasowo starożytność. Hou An (Jackie Chan) jest pokojowo nastawionym strażnikiem Jedwabnego Szlaku. Zostaje on ze swym oddziałem karnie zesłany na budowę miasta na pograniczu szlaku. Pewnego dnia w miejsce budowy dociera...rzymski legion pod dowództwem Lucjusza (John Cusack). Wkrótce Azjata i Rzymianin będą musieli stawić czoło wspólnemu wrogowi, niewdzięcznemu i zdradzieckiemu Tyberiuszowi (Adrien Brody).


Ten film jest tak bardzo zły, że nawet nie wiem od czego zacząć punktowanie go. Naprawdę nie spodziewałem się filmu na miarę najlepszych dzieł Ridleya Scotta, jednak po filmie za 65 milionów dolarów, którym do chińskich gwiazd dołączają zdobywca Oscara i kilku innych dość znanych 'zachodnich' nazwisk oczekiwałem jakiejś tam choć śladowej przyzwoitości. Nic z tego.
Już abstrahując od głupawej fabuły z przybyciem kilku legionów rzymskich do centrum Państwa Środka (badania dowodzą, że Rzymianie faktycznie mogli dostać się i nawet osiedlić w tamtych rejonach, jednak okoliczności tego były całkiem inne, dla zainteresowanych polecam niesponsorowany artykuł do przeczytania w tym miejscu). Rzymianie w filmie po dotarciu po wielu dniach podróży przez pustynie w katastrofalnych warunkach są ogoleni, pełni sił (choć zdarza im się mdleć z głodu), starannie umyci i o nienagannie czystych szatach. W dzień po dotarciu do budowanego właśnie miasta wznoszą w kilka dni wszystkie niezbędne do zakończenia budowy budowle, nie zdejmując przy tym zbroi. Nawet, gdy później siedzą w więzieniu robią to w pełnym uzbrojeniu. Wyposażeni w broń kłującą zadają nią sieczne obrażenia...takich dziwacznych rzeczy jest wiele więcej. Postaci rzymskie mówią w języku angielskim zapewne grającym tutaj łacinę. Językiem tym oczywiście bez trudu porozumiewa się sam bohater grany przez Jackiego Chana...Przymykając oczy na brak trudności w porozumiewaniu się warto zaznaczyć, że bohaterowie nie mówią normalnie. Oni zawsze wypowiadają górnolotne frazesy właściwe dla ostatnich przed śmiercią zdań największych filozofów. Pompatyczność dialogów i monologów poraża, aż mdli od słuchania bądź czytania napisów. W sferze aktorskiej mamy też porażkę. O ile może Jacki Chan wywiązał się ze swojego zadania, a Cusack wypada w kratkę przeplatając lepsze sceny z gorszymi to rola Brody'ego woła o pomstę do nieba. Zmanierowany, zniesmaczony, wykrzywiony w grymasie czy też wiecznym zdziwieniu - nie da się na to patrzeć. Wydaje się, że w każdej scenie cierpi musząc grać w tym filmie, a wielka gaża jaką musiał zgarnąć wcale nie zdaje mu się tego rekompensować. Lubię tego aktora, jednak to co tutaj zaprezentował to istny majstersztyk złego aktorstwa. Do tego wszystkiego dodać należy też fatalny montaż i ogólny sposób przedstawienia. Liczne spowolnienia, tak zwana epicka muzyka i rwące kadry - technicznie klapa. Minusów jest wiele, wiele więcej jednak myślę, że dość wymieniłem, by przestrzec przed oglądaniem tego dzieła. No chyba, że jest się Chińczykiem - im ewidentnie się spodobało. Ewentualnie hardcorowi fani Bollywood też znajdą może tu coś dla siebie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz