sobota, 8 października 2016

Nienawiść

Wołyń 
Polska 2016
reż. Wojciech Smarzowski
gatunek: dramat, wojenny


To niewątpliwie jedna z najbardziej oczekiwanych i najgłośniejszych polskich premier filmowych ostatnich lat. O filmie tym powiedziano i napisano bardzo wiele zanim jeszcze trafił do kin. A nim doszło do wczorajszej premiery wszystko powstawało w bólach, ze względu na kontrowersyjny temat kilkukrotnie brakowało pieniędzy, a jeden z najzdolniejszych polskich reżyserów musiał prosić ludzi o pomoc finansową w celu dokończenia filmu. Sam kontekst historyczny produkcji powiązany z obecną sytuacją polityczną w Europie sprawiał, że wielu podnosiło głos, by w ramach trwającej rzekomo obecnie przyjaźni polsko - ukraińskiej nie tworzyć tego filmu. Jednak film ten wreszcie powstał. I całe szczęście, bo jest to dzieło ważne i potrzebne. Oraz jak się okazuje, spełnione artystycznie. 


Lato 1939 roku na wschodnich rubieżach Polski. Na terytorium tym zamieszkują Ukraińcy, Polacy, Żydzi i przedstawiciele innych nacji. Przenosimy się na polsko - ukraińskie wiejskie wesele,w  którym to uczestniczy siostra panny młodej, Zosia (Michalina Łabacz). Dziewczyna jest zakochana w Ukraińcu Petrze (Wasyl Wasylik), jednak jej ojciec (Jacek Braciak) postanawia wydać ją za bogatego, lecz starszego już sołtysa wsi, wdowca Macieja (Arkadiusz Jakubik). Wkrótce wybucha wojna, Maciej wyrusza na front, a sytuacja Polaków na Wołyniu pogarsza się...


Ludobójstwo na Wołyniu to trudny, często obecnie przemilczany temat. Zarówno w sferze polityczno - społecznej, jak i tej filmowej. Zmagania Polaków z banderowcami z UPA były czasem wykorzystywane przez filmowców, jednak przeważnie odnosiły się już do czasów powojennych, jak w dobrym, choć podszytym propagandą PRLowskim filmie Ogniomistrz Kaleń z 1961 roku. Nikt jednak nigdy nie skupił się na samej genezie ogromnej wrogości Ukraińców do Polaków, której skutkiem była rzeź wołyńska. Rosjanom zarzuca się do dzisiaj zbrodnię katyńską, gdzie zamordowano 20 tysięcy obywateli polskich, jednak mało kto podnosi pretensje do Ukrainy za to, co stało się na Wołyniu. A tam w krótkim czasie brutalnie zamordowano co najmniej trzy razy tyle osób, tyle że w przeciwieństwie do ofiar Katynia nie byli to oficerowie, a zwykli ludzie, przeważnie wieśniacy. Dekadę temu Andrzej Wajda stworzył dobry, wyważony film Katyń, który został doceniony na świecie, a nawet kilkukrotnie wyemitowany w rosyjskiej telewizji publicznej. Jestem ciekaw, czy na Ukrainie kiedyś zdecydują się pokazać film Smarzowskiego, który przedstawia w sposób naturalistyczny okropieństwa dokonywane z zimną krwią przez bandy UPA i podburzony przez nich i duchowieństwo motłoch. 
Film zaczyna się długą sceną regionalnego wesela, które zostało przedstawione w sposób wręcz fenomenalny. Zabawy i zwyczaje ówczesnych ludzi, muzyka, pijaństwo. Jednak już tam zaczyna kiełkować nienawiść ukraińskich chłopów do bogatszych i lepiej postawionych Polaków. To tam, mimo wspólnych zabaw zaczynają się rodzić plany zemsty, która przybierze swój tragiczny finał w scenach z ostatniej godziny filmu. Początkowo oglądamy tylko narodziny i eskalację napięcia między zwaśnionymi stronami. 


Sama fabuła części miłosnej jest dość mało odkrywcza i jako tako ten miłosny trójkąt sam z siebie nie poruszyłby nikogo. Jednak los Zosi, Macieja i Petra to tylko tło wydarzeń, które mają miejsce w regionie i często oglądamy nie tylko te postaci, a całą lokalną społeczność, której częścią jest ta trójka. Fabuła na szczeblu społeczno - historycznym jest o wiele bardziej monumentalna i warta uwagi niż losy sercowe bohaterów, jednak na szczęście to właśnie ujęcia całościowego na region jest więcej niż przyglądania się rozterką sercowym postaci. 
To co mnie zauroczyło w filmie to oddanie realiów kresowej wsi, która wygląda jak prawdziwa. Jeszcze nigdy nie widziałem w filmie takiego klimatu przedwojennego zaścianka, jak w filmie Smarzowskiego. Dla nielubujących się w przemocy i okrucieństwie same sceny zwykłego, codziennego życia wsi z końca II RP i czasów wojny mogą być wystarczającym powodem do obejrzenia filmu. Lokalizacja, charakteryzacja, świetne kadry - to wszystko sprawia, że patrzymy na to nie jak na film fabularny, ale jak na dokument. Także wielka zasługa w tym aktorów. I to wyłowionej z castingu przez reżysera debiutantki Łabacz, jak i dzięki typowym dla reżysera aktorom, jak Braciak, Dyblik czy główna postać męska. Co do Jakubika, to chyba nikt oglądający swego czasu jego głupkowatą rolę Rysia w 13 Posterunku 2 nie spodziewał się, że aktor zajdzie tak wysoko. Świetna rola, zapewne najlepsza w karierze, niebawem zaś na ekranach kolejny film, który sam wyreżyseruje - rozwinął się pan Jakubik, aż miło. 
Smarzowski był chwalony przy każdym niemal swym filmie. Czasem bardziej, czasem mniej. Każdemu z nich nie można było odmówić pozytywów, jednak jak dla mnie dopiero tym filmem pokazał, że jest on reżyserem wybitnym. Wołyń zasiądzie w piedestale najlepszych polskich filmów w historii, zaś po cichu liczę, że mimo trudnej dla zagranicznego widza wymowy zdobędzie on jakieś nagrody poza polską. Zasługuje na to. Jest to najlepszy polski film w XX wieku, być może jeden z najlepszych, jakie widziałem w ogóle. Brutalny, szorstki ale też niepozbawiony uroku, przenoszący nas do świata, który został już bezpowrotnie stracony, a w międzyczasie przemieniony w piekło. Film, który uczci ofiary pokazanej w nim rzezi w lepszym stopniu niż przemowy polityków. Nie powiem, że warto go obejrzeć. Wołyń obejrzeć wręcz trzeba.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz