sobota, 22 października 2016

Czarny kryminał

Shaft
USA 1971
reż. Gordon Parks
gatunek: kryminał, sensacyjny

W początkowych latach 70. ubiegłego wieku w USA wśród czarnoskórych popularność zdobył gatunek filmowych nazywany Blaxploitation. Gatunek ten zapoczątkowany przez film W upalną noc z 1967 roku był kinem afroamerykańskim skierowanym dla czarnej społeczności amerykańskich miast. W filmach tych zatrudniano czarnoskórych aktorów, zaś ścieżkę dźwiękową stanowiły przeważnie soul i funk. Jednym z najbardziej znanych filmów tego podgatunku jest właśnie opisywany film.


Czarnoskóry policjant John Shaft (Richard Roundtree) dostaje prywatne zlecenie od gangstera z Harlemu Bumpy'ego (Moses Gunn), by znaleźć porywaczy jego córki (oraz ją samą). Podejrzenia przestępcy padają na Bena Buforda (Christopher St. John).


Pamiętam jak dość dawno temu widziałem remake tego filmu, o trzydzieści lat od niego starszą produkcję pod tym samym tytułem z Samuelem L. Jacksonem w roli głównej. Nie pamiętam już zbytnio o co w nim chodziło, jednak mam dobre wspomnienia z produkcją i wiem, że tamten film mi się wówczas podobał. Zainteresowany sięgnąłem po oryginał i niestety nie mogę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Chociaż są i tacy, którzy porównują film czy w zadzie filmy (bo powstały kontynuacje przygód Shafta) do serii z Brudnym Harry'm granym przez Clinta Eastwooda. 
Jest to na pewno ważny dla społeczności afroamerykańskiej film. Po raz jeden z pierwszych w historii filmu pokazano czarnego policjanta, który nie dość, że jest postacią pozytywną to jeszcze całkiem inteligentną. Jednak w moim współczesnym odczuciu postać Shafta jakoś specjalnie lubić się nie da. Może i walczy on z białym rasizmem ale ten bohater jest przedstawicielem czarnych rasistów, który do tego ulega stereotypom rasowym. Jest także niezbyt sympatyczny w stosunku do innych i sprawia wrażenie zakochanego w sobie. Nagminnie też zdradza żonę, co w sumie twórcom zdaje się imponować, gdyż atuty seksualne bohatera są nawet wyszczególnione w piosence będącej motywem przewodnim filmu. Warto zwrócić uwagę na to, że piosenka ta zdobyła Oscara. 
Także warstwa scenariuszowa nie jest na zbyt wysokim poziomie. Mamy prostą historię przekalkowaną z dziesiątek podobnych filmów, a jej stworzenie zapewne nie trwało więcej niż 10 minut. Żeby było łatwiej jest to adaptacja książki, która zapewne też nie grzeszyła oryginalnością. Dodać do tego radosne choć dość amatorskie aktorstwo i z plusów zostaje w sumie tylko ciekawy klimat całości i w sumie niezła muzyka. Oczywiście można zaliczyć po stronie plusów walkę o emancypację rasową. Jednak w 45 lat po premierze obecnie ciężko jest polecić ten film szerszemu odbiorcy. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz