sobota, 15 października 2016

Wspomnień czar

Opowieść o miłości i mroku (A Tale of Love and Darkness)
Izrael 2015
reż. Natalie Portman
gatunek: dramat


Ten Izraelski film trafił do polskiej (dość szerokiej) dystrybucji kinowej zapewne z jednego powodu - osoby reżyserki. Piękna i utalentowana aktorka Natalie Portman znana między innymi z Leona zawodowca, Gwiezdnych wojen czy Czarnego łabędzia postanowiła zabrać się za reżyserkę i nakręciła ten właśnie film, w którym też zagrała jedną z głównych ról. A że wybór treści padł na autobiograficzną książkę popularnego izraelskiego pisarza Amosa Oza o filmie zrobiło się całkiem głośno. 


Poznajemy historię dzieciństwa Amosa Oza (Amir Tessler) przypadającego na niespokojny powojenny czas powstawania państwa Izrael. Obserwujemy jego życie rodzinne, które spędza wraz z rzeczowym ojcem Ariehem (Gilad Kahana) i marzycielską matką, Fanią (Natalie Portman). 


Nie będę kłamał i napiszę od razu, że z nazwiskiem Amosa Oza spotkałem się dopiero w okolicznościach oglądania tego filmu i nie znałem go wcześniej, a i po seansie filmowym nie nadrobiłem zaległości związanych z jego prozą. Także też nie mam żadnych kompetencji, by wypowiedzieć się o jego ewentualnym talencie pisarskim. Trochę szkoda, gdyż nie lubię oceniać adaptacji dzieł literackich bez wcześniejszym zapoznaniem się z pisemnym oryginałem. Jeśli jednak warstwa fabularna książki jest taka niemrawa, jak akcja przedstawiona w filmie myślę, że miałbym problem z przebrnięciem do końca tej powieści. Bo film Portman choć ma kilka ciekawych fabularnie scen jako całość jest moim zdaniem zbyt niespójny i nijaki. Niestety też gubi się w całości bardzo dobry, nieco oniryczny klimat, jaki zaserwowano widzom w trailerze. Chociaż i tak sposób pokazania świata wspomnień pisarza jest najmocniejszą stroną filmu. Produkcja ta po prostu wygląda bardzo przyjemnie dla oka, a jej tonacja jest utrzymana w bardzo sugestywnych barwach. Praktycznie każdy kadr z tego filmu mógłby być uwieczniony na plakacie, który śmiało można byłoby sobie powiesić nad łóżkiem. Piękne ujęcia naprawdę budują specyficzny klimat, który jest utrzymany przez kolejny plus, jakim jest moim zdaniem język hebrajski. Coś normalnego dla ludzi mówiących tym językiem (urzędowym w Izraelu przecież) ale dla mnie jako osoby nieosłuchanej z tą mową to spora dawka orientalizmu i egzotyki językowej. Doszedłem do wniosku, że bardzo dobrze się słucha tej starożytnej mowy i po seansie miałem ochotę na więcej. Także dużym plusem jest obsada aktorska - wszyscy główni aktorzy portretujący rodzinę spisali się bardzo dobrze i realistycznie. Bardzo dobra rola młodego Tesslera - w porównaniu do drewniano - jasełkowych młodocianych aktorów z naszego kraju to istna klasa światowa. 
Także sama warstwa fabularna i specyfika opowiedzenia tej historii nie przypadła mi do gustu, jednak sądzę, że warto obejrzeć pełnometrażowy debiut Portman dla wspaniałego klimatu i piękna ujęć, dobrze brzmiącego w filmie języka i dających radę aktorów. Całkiem dużo plusów jak na półtorej godziny seansu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz