czwartek, 20 października 2016

Rebelia

Bunt (Jôi-uchi: Hairyô tsuma shimatsu)
Japonia 1967
reż. Masaki Kobayashi
gatunek: dramat


Wielu ludzi ekscytuje się okresem samurajskim w Japonii i tamtejszą epoką bakufu (czyli szogunatem). Jednak ten trwający przez siedem wieków okres feudalnej władzy władców wpływających na każdy aspekt życia swych poddanych doczekał się też wielu krytyków. I jak w przypadków filmów, które opiewały zdobywanie Dzikiego Zachodu i utrwalały pozytywny wizerunek kowbojów powstały też swoiste antywesterny (m.in. te Sergio Leone), tak oprócz japońskich filmów pokazujących czas szogunów, jako okres prosperity dla kraju powstały te, które pokazywały wszystkie wady tego systemu. Przykładem jest ten właśnie film.


Japonia, pierwsza połowa XVIII wieku. Do zajmującego wysokie stanowisko wśród współpracowników lokalnego władcy mistrza miecza Isoburo Sasahary (Toshirô Mifune) przybywa pałacowy urzędnik wysokiego szczebla przynosząc rozkazy władcy. Nakazuje on synowi Isobury, Yogoro (Takeshi Katô) poślubienie swej kochanki i matki jednego ze swych potomków, Ichi (Yôko Tsukasa). Sasahara z szacunku dla władcy zgadza się na to, choć niechętnie. Po pewnym czasie, kiedy następca tronu umiera i okazuje się, że syn Ichi staje się nowym dziedzicem władca wzywa Ichi ponownie do swojego zamku. Isoburo i Yogoro odmawiają wydania kobiety.


Obserwujemy losy walki z opresyjnym systemem Isobury, w którego po mistrzowsku (jak zawsze) wcielił się Toshirô Mifune. Postać ta wiedzie niezbyt udane życie osobiste, gdyż mimo posiadania synów, których darzy szacunkiem i miłością został wcześniej zmuszony do poślubienia zołzy, której nie tylko nie kocha, ale i nie lubi (wydaje się, że z wzajemnością). Chciałby więc, by jego synowie mieli bardziej szczęśliwe życie rodzinne niż on sam. Dlatego, gdy odkrywa, że jego syn jest zadowolony ze swej żony postanawia sprzeciwić się postanowieniu władcy, próbując walczyć o godność ludzką, choć z góry wie, jak ta walka jest beznadziejna. 
Film ukazuje okres szogunatu, jako całkowite podporządkowanie bezwolnych mas (nawet tych najwyższej klasy, jak rodzina Sasahara) w stosunku do woli władców. Ludzie zależą tu od woli cesarza nie tylko tej politycznej czy gospodarczej, a ingeruje się w ich najbardziej intymne i prywatne sprawy. Produkcja Kobayashiego jest więc polemiką z pozytywnym obrazem tej epoki, warto dodać, że polemiką bardzo celną i wymowną.
Jest to niewątpliwie brawurowo zagrana i świetnie nakręcona (co ciekawe reżyser sposób przedstawienia niektórych scen wzorował na...Matce Joannie od Aniołów Kawalerowicza) produkcja, które jak wiele innych japońskich filmów tamtych czasów jest zrealizowana nieco teatralnie. Większość filmu to toczone w domowym zaciszu rozmowy bohaterów, w których akcji jest tyle,co kot napłakał, jednak dla koneserów kina brak akcji będzie rekompensowany przez najwyższej klasy dialogi, świetnie zrealizowaną scenografię oraz wyrafinowaną grę aktorską. Ostatnie sceny przedstawiające właściwą walkę to zaś moim zdaniem najsłabszy element filmu, gdyż sceny walki mieczem w produkcjach sprzed pół wieku wyglądają dzisiaj bardzo archaicznie. 
Niemniej jednak film jest jak najbardziej wart polecenia i stanowi jedno z największych arcydzieł nie tylko japońskiej, ale i światowej kinematografii. Solidna filmowa uczta!



P.S. Moim zdaniem polskie okładki i plakaty starych filmów samurajskich są najlepsze w swym rodzaju. A świetny plakat do tego filmu to jest ścisły top topów pod tym względem. Jak to się ma do obecnych plakatów? 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz