USA 2016
reż. Tate Taylor
gatunek: thriller
Wydana w zeszłym roku pod tym samym tytułem książka Pauli Hawkins stała się szybko międzynarodowym bestsellerem chwalonym między innymi samego Stephena Kinga. Jak głoszą informacje na obwolucie debiutancka powieść autorki została najlepiej sprzedającym się debiutem w Wielkiej Brytanii, książka roku według branżowej strony społecznościowej Goodreads, a co 6 sekund sprzedaje się jej egzemplarz na terenie USA. Przy tych sukcesach Bestseller Empiku za 2015 rok wydaje się przystawką. Więc akurat na tydzień przed premierą filmu kupiłem książkę i zdecydowaem się ją przeczytać. I co? Wielki zawód.
Alkoholiczka Rachel (Emily Blunt) codziennie za pomocą pociągu dojeżdża z przedmieść do centrum miasta. Przemieszczając się śledzi życie ludzi mieszkających w domach mijanych po drodze. Szczególną uwagę poświęca swemu dawnemu miejscu zamieszkania, gdzie obok domu, w którym mieszka jej były mąż Tom (Justin Theroux) z Anną (Rebecca Ferguson) obserwuje szczęśliwą, jak jej się wydaje parę (Haley Bennett i Luke Evans). Pewnego dnia dowiaduje się jednak, że obserwowana przez nią kobieta znika. Rachel postanawia dowiedzieć się, co się z nią stało.
Chyba nie wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego, by dojść do wniosku, że film ten powstał dla kasy, aby odciąć trochę kuponów w postaci dolarów od dość niezrozumiałego sukcesu finansowego oryginalnej powieści. Musiano rzucić się na ekranizację dość szybko, skoro po roku od wydania powieści ktoś ten nakręcił, zmontował, a wcześniej jeszcze zdążył zebrać ekipę filmową. Sama książka miała tylko trochę ponad 300 stron, powstał na jej podstawie niemal dwugodzinny film, zaś i tak umknęło autorom ukazanie kilku najważniejszych motywów i scen z prozy Hawkins. Dziwi mnie też przeniesienie akcji z Londynu do Nowego Jorku. Nawet kręcąc film w Ameryce można było bez pokazywania charakterystycznych miejsc zostawić akcję w kanonicznym mieście.
Filmy z gatunku thrillerów powinny sprawiać, że widz czuje pewien niepokój, nie może doczekać się wyjaśnienia zagadki i losów bohaterów. Jak zaś nazwa gatunku sugeruje powinno się odczuwać dreszcz emocji. W filmie Taylora nie ma nic z tego. Film jest nudny, miałki, jedyną emocję, jaką wytwarza to senność i ziewanie. Niektórzy ludzie po około pół godziny trwania seansu wyszli z sali i już nie wrócili. Nie dziwię się, gdyż sam znając zakończenie chciałem wyjść już po 15 minutach, gdyż jakoś filmu była bardzo słaba. W sumie tylko dobra gra aktorska głównych bohaterów wymienionych wyżej plus Edgar Ramirez wcielający się w psychoterapeutę stanęli na wysokości zadania. Dwie ładne dziewczyny to coś, co przyciągało mimo wszystko uwagę, wspomagane dodatkowo przez ogólnie też niebrzydką i utalentowaną Emily Blunt, tu grającą oblecha - to jakiś tam mały plus. Także Theroux w roli Toma wypadł dobrze. Niestety cała reszta leży i kwiczy. Tak jak w przypadku słabej i przewidywalnej książki, tak i w filmie trzeba jasno i głośno powiedzieć - król jest nagi. Ale pewnie i tak swoje zarobi. W wysypie październikowych premier warto jednak iść na co innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz