Dania, Finlandia, Szwecja 2017
reż. Janus Metz
gatunek: biograficzny, sportowy, dramat
zdjęcia: Niels Thastum
muzyka: Vladislav Delay
Lubię sport. Obecnie bardziej oglądać niż w nim aktywnie uczestniczyć ale jednak. Czy to koszykówka (najczęściej na żywo), czy piłka nożna, MMA, boks na dobrym poziomie czy lekkoatletyka lub tenis. Kiedyś oglądałem wszystko jak leci, obecnie już jestem trochę bardziej wybredny jednak nie zmienia to faktu, że rytm roku to rytm wydarzeń sportowych. Paradoksalnie zaś w porównaniu do prawdziwego sportu i rywalizacji nie jestem fanem filmów o tematyce sportowej. A dzisiaj przychodzi mi opisać właśnie tego typu produkcję.
W filmie śledzimy tenisowe rozgrywki na Wimbledonie roku 1980. Niekwestionowanym faworytem jest zwycięzca kilku poprzednich edycji turnieju, Szwed Björn Borg (Sverrir Gudnason), który najbardziej obawia się zmierzenia z nieobliczalnym Amerykaninem Johnem McEnroe (Shia LaBeouf). Jeśli oboje będą wygrywać swoje mecze nieuchronnie spotkają się w finale londyńskiego turnieju.
Moim zdaniem cały sens sportu to emocje generowane na żywo. Oglądając zmagania sportowców czy to z trybun, czy z poziomu telewizora w czasie rzeczywistym uczestniczymy w wydarzeniu tu i teraz. Znając wyniki śledzenie powtórek nie jest nawet w jednej dziesiątej tak emocjonujące. Tym bardziej wyprane z emocji wydaje mi się oglądanie aktorskich wersji wydarzeń sprzed lat. Inaczej wypadają wielkie kampanie wojenne, rozgrywki polityczne czy historycznych morderców, a inaczej odtworzony po latach mecz. Nie ta skala emocji. Jednak co jakiś czas twórcy decydują się na tego typu zagrywki, dużo osób w sumie chce je oglądać, a skoro część jest uczciwie przedstawionych, dobrze nakręconych i jeszcze lepiej nagranych, to nawet okej. W sumie warto przypominać trochę zapomnianych już herosów sportu.
W opisywanym filmie podobało mi się to, jak pokazano postaci głównych antagonistów. Skandynawowie dobrze przeprowadzili casting, gdyż nie dość, że obaj sportowcy są dobrze odwzorowani pod względem fizycznym to jeszcze aktorzy odpowiadają im charakterologicznie (LaBeouf to przecież taka aktorska wersja McEnroe'a). Dodatkowo kilka drugoplanowych kreacji aktorskich wypada nieźle, szczególnie niezawodny Stellan Skarsgård. Cieszy fakt, że w filmie używa się wielu języków, Szwedzi mówią ze sobą po Szwedzku. ludzie z krajów anglojęzycznych po angielsku, Francuzi po francusku etc. W wielu filmach razi wszechobecne zangielszczenie całości. Trochę zaś wnerwia mnie samo tłumaczenie filmu. Po cholerę polscy dystrybutorzy dodawali zbędną końcówkę Między odwagą a szaleństwem? Inaczej ludzie nie wybraliby się do kina? Bez sensu.
To co w filmie szczególnie mi się podoba to taka gra nerwów ukazana między dwoma całkiem odmiennymi postaciami. Także background sportowców został ciekawie przedstawiony, wraca się często do wspomnień z życia sportowców, które to ukazują dlaczego obaj są tacy, jacy są. Może zbyt często kamera cofa się do przeszłości pokazując drogę, jaką obaj przeszli no ale dzięki temu lepiej poznajemy motywacje bohaterów.
Nie jest to może film aż tak dobry, jak niektórzy by chcieli, jednak jak na film sportowy stoi na całkiem niezłym poziomie. Twórcy przypominają jeden z najciekawszych pojedynków w historii tenisa i umiejętnie ukazują postacie, które w nim wystąpiły. To już dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz