Polska 2017
reż. Łukasz Palkowski
gatunek: dramat, biograficzny
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
muzyka: Bartosz Chajdecki
Szeroka publiczność lubi filmy budujące, dające nadzieję. Filmy, które zainspirują widza do walki o lepsze jutro. Tworząc historię z cyklu od zera do bohatera lub od bohatera przez zero do znowu bohatera można podnieść na duchu dużą część społeczeństwa. Nic dziwnego, że za oceanem jest to jeden z najczęściej produkowanych typów filmu. Palkowski zaś próbuje przenieść go na polski grunt.
Oparty na prawdziwej historii film pokazuje koleje losu Jerzego Górskiego (Jakub Gierszał), który w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku przeszedł długą i trudną drogę od narkomana do zwycięzcy prestiżowego turnieju triathlonowego.
Po udanych Bogach i pierwszym, cenionym sezonie serialowego Belfra Łukasz Palkowski powrócił do kin z fabularnym pewniakiem. Po raz kolejny serwuje nam film biograficzny w amerykańskim stylu, co w polskim półświatku filmowym wydaje się być pewniakiem. Film sprzedał się w kinach całkiem dobrze, zebrał dobre oceny widzów i generalnie był chwalony przez krytyków. W wielu aspektach zasłużenie, bo zrobiony jest na odpowiednio wysokim poziomie realizacyjnym: dobra praca kamery Sobocińskiego, niezła gra aktorska Gierszała (który początkowo nie pasował mi do tej roli) oraz partnerujących mu plejady aktorów z wyróżnieniem Arkadiusza Jakubika, Kamili Kamińskiej, Anny Próchniak, Janusza Gajosa, Adama Woronowicza i Szymona Piotra Warszawskiego.
Nie jest źle, jednak do ideału też dużo brakuje. Niestety sama historia cierpi na to samo głupie podrasowanie, co Gwiazdy. Samo życie Górskiego jest na tyle ciekawe do zobrazowania, że niekoniecznie trzeba było dodawać kolejne wymyślone epizody, które jeszcze bardziej udramatyczniają historię. Także te oklepane motywy monologów ze swoim złym alter ego, które Gierszał prowadzi z odbiciem w lustrze źle wpływają (moim zdaniem) na całość. Oczywiście w pewnym momencie jest też scena rozbijania lustra. Ogólnie Górskiemu ciągle rzuca się kłody pod nogi. Cały film to schemat problem->upodlenie->podnoszenie się ->problem-walka z przeciwnością->już jest na prostej -> jednak nie, bo problem -> rozwiązywanie problemu etc. Ciągle coś stoi na przeszkodzie happy endu. A ostatnia scena przy finiszu finałowego biegu to już woła o pomstę do nieba Wszystkie te braki i minusy moim zdaniem sprawiają, że jest to film tylko niezły. Choć oczywiście warty obejrzenia. Gdyby twórcy nie szli na schematową łatwiznę byłoby z pewnością tylko lepiej, bo potencjał był na coś więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz