USA 1944
reż. Edward Dmytryk
gatunek: kryminał
zdjęcia: Harry J. Wild
muzyka: Roy Webb
Raymond Chandler swoją twórczością i powołanym na łamach jego książek postacią prywatnego detektywa Philipa Marlowe'a stworzył podwaliny dzisiejszej literatury kryminalnej i był odpowiedzialny za stworzenie podgatunku, jakim jest czarny kryminał. Nie może więc dziwić fakt, że szybko jego fabułami zainteresowało się Hollywood.
Detektyw Philip Marlowe (Dick Powell) przyjmuje zlecenie od właśnie opuszczającego więzienie boksera o nazwisku Moose Malloy (Mike Mazurki). Bokser pragnie, by detektyw odszukał jego dawną dziewczynę, Velmę. Wszystko jednak szybko zaczyna się komplikować.
Żegnaj laleczko uważam za najlepszą książkę w dorobku Raymonda Chandlera (przynajmniej z tych kilku, które do tej pory przeczytałem). Dlatego też z chęcią zasiadłem do tego filmu sprzed prawie 75 lat, by zobaczyć jak wówczas twórcy zmierzyli się z wtedy dość świeżym książkowym oryginałem. I właśnie zasiadając do oglądania należy pamiętać, że ma się do czynienia z dziełem mającym za sobą ponad siedem dekad. Bo o ile sama historia przez te trzy czwarte stulecia nic nie traci, to jednak przez ten czas ogromnie zmieniło się samo kino - od gry aktorskiej, wówczas bardziej teatralnej, przez sposób filmowania po sam budżet. Dlatego też film, który uznaje za ciekawą i relatywnie patrząc dobrą ekranizację mogę polecić raczej tym, którzy mieli już do czynienia z dawnymi filmami, i którzy nie zniechęcą się tym, że jednak jest to produkcja o zupełnie innych niż dzisiaj standardach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz