USA 2016
reż. Mark Waters
gatunek: komedia (?)
zdjęcia: Theo van de Sande
muzyka: Lyle Workman
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. O ile pierwsza część Złego Mikołaja mogła się podobać, zapełniła ówcześnie pewną lukę w kinie, wykreowała ciekawą postać to jednak twórcy sequela nie zauważyli, że przez te trzynaście lat świat się zmienił, poszedł do przodu. A oni zaserwowali znowu to samo.
Willie (Billy Bob Thornton) dziaduje kolejny rok z rzędu. Za jedyną pociechę życiową ma kolejne butelki alkoholu. Tymczasem jego dawny wspólnik, karzeł Marcus (Tony Cox) po wyjściu z więzienia pierwsze kroki kieruje właśnie do byłego partnera w zbrodni. Tym razem ma on plan, w który zaangażował już wyrodną matkę Willie'go, Sunny (Kathy Bates). Trójka ma obrabować w czasie świąt organizację charytatywną, którą kieruje atrakcyjna Diane Hastings (Christina Hendricks).
Generalnie nie jestem zwolennikiem powstawania sequeli, jednak przyznam, że czasem wychodzą udane kontynuacje, a część nawet przebija swoich poprzedników. Problem z tą akurat kontynuacją jest taki, że chyba kompletnie nikt na nią nie czekał. A na pewno nie ponad dekadę po ukazaniu się pierwszej części. Trzeba było kuć żelazo póki gorące. Zły Mikołaj był zły, jego sequel niestety jest jeszcze gorszy. W zasadzie po raz kolejny dostajemy wulgarną opowiastkę o seksie i grzaniu wódy. Niezbyt wyszukane aluzje seksualne są obecne w każdym dialogu, ich poziom zaś zniechęca do oglądania przygód bohaterów (wśród których jest też jedna z najbardziej drażniących postaci filmowych wszech czasów, czyli grany przez Bretta Kelly'ego Thurman Merman). Warto dodać, że jak na film z gatunku heist movie motyw napadu jest tu niemal nieistotny.
Szkoda tylko idealnie pasującego do roli zniszczonego życiem Thorntona, który swoją obecnością choć trochę ratuje film. Film, który jest zrealizowany rzemieślniczo przyzwoicie od strony technicznej, jednak całkiem zrujnowany w innych aspektach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz