Polska 2017
reż. Patryk Vega
gatunek: ciężko sprecyzować
zdjęcia: Przemysław Niczyporuk
muzyka: Łukasz Targosz
Patryk Vega i jego wesoła ferajna przed trzema miesiącami powrócili do kin ze swym kolejnym filmem i następny raz podzielili Polaków na tych, którzy zachwycają się tą produkcją warszawskiego wizjonera i tych, którzy oskarżają go o dokonanie aborcji na sztuce filmowej. Pośrednich ocen dokonań Vegi było mało, jednak on sam (może dzięki natchnieniu przez samego Ducha Świętego) efekt osiągnął - spolaryzowane społeczeństwo tłumnie ruszyło do kin napędzając koniunkturę.
W filmie obserwujemy życie pracowników szpitala i branży medycznej, oraz ich rodzin (m.in. Olga Bołądź, Agnieszka Dygant, Katarzyna Warnke, Marieta Żukowska, Janusz Chabior, Sebastian Fabijański, P. Stramowski, Tomasz Oświeciński).
Biorąc pod uwagę fakt, że przez około dwa miesiące polskie kina były szturmowane na seansach tego filmu mogę odnieść wrażenie, że ten, kto chciał go obejrzeć już dawno to zrobił. Jednak skoro i tak nadrabiam w opisywaniu zaległości blogowe musiałem poświęcić kilka zdań temu filmowi. A czas na to w sumie dobry, bo właśnie ogłoszono powstanie serialu rozszerzającego filmowe uniwersum. Co do samego filmu to ciężko mi się wypowiadać w jakimkolwiek pozytywnym świetle. Myślę, że inni już idealnie wypunktowali wszystko to, co sprawia, że film jest po prostu źle skonstruowany, pozbawiony fabuły, źle zagrany, szkodliwy, tendencyjny, demonizujący i po prostu społecznie szkodliwy. Wszystkich tych, którzy uważają, że Vega (z pomocą Ducha Świętego) pokazał prawdę i tak nie da się wyprowadzić z błędu.
Wydaje się, że reżyser tworzy jakby swoje uniwersum filmowe, gdzie przedstawia jakąś swoistą alternatywną rzeczywistość naszego kraju. Zarówno w Pitbullach, jak i tu, a zapewne i w swych następnych superprodukcjach (zapowiedział ich na ten rok na razie trzy, następna już chyba w przyszłym miesiącu) kreuje pewien tendencyjny, sobie tylko znany poziom pokręconych łżefaktów, używa tych samych aktorskich i pseudoaktorskich twarzy (dziwię się, że niektórzy dobrzy, uznani aktorzy dalej decydują się na współpracę z nim,kasa jednak pewnie robi swoje), kręci i montuje w ekspresowym tempie tandetę, która brak scenariusza próbuje przysłonić wulgarnością. O ile jeszcze pierwszy nowy Pitbull można było uznać za coś mimo że pretensjonalnego, to dość świeżego i dzięki temu interesującego to następne, tworzone masowo, jakby od szablonu filmy z tą samą obsadą zniszczyły dla mnie postrzeganie na poważnie Vegi jako reżysera. A najgorsze jest to, że ciągle się to sprzedaje. I zapewne szybko nie znudzi. Niestety starania pokoleń twórców kinowych, którzy starali się stworzyć w naszym kinie coś dobrego są tłamszone przez tego samozwańczego demiurga nowej polskiej szkoły filmowej. Tragedia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz