sobota, 10 grudnia 2016

Tokio w mroku

Bullet Ballet
Japonia 1998
reż. Shinya Tsukamoto
gatunek: dramat

W krajach Azji Wschodniej każdego roku powstaje multum różnorodnych filmów. Niestety dla polskiego widza zdecydowana większość z tych egzotycznych pozycji pozostaje niedostępna. W multipleksach praktycznie nie wyświetla się kina z Azji, kina studyjne od czasu do czasu pokażą jakąś orientalną produkcję, jednak oprócz tego pozostają albo nieliczne festiwale, albo licencja typu torrent. Dlatego bardzo ucieszyła mnie wieść o powstaniu wydawnictwa What Else Films!?, które zajmuje się dystrybucją azjatyckich filmów w Polsce. Sam na pierwszy ogień sięgnąłem po wydany przez nich wcześniej niemal niedostępny w naszym kraju film Tsukamoto, który właśnie opisuję.


Goda (w tej roli sam reżyser) dowiaduje się, że jego dziewczyna popełniła samobójstwo strzelając sobie w głowę z broni palnej. Pogrążony w rozpaczy mężczyzna przemierza ulice Tokio, by samemu zdobyć model pistoletu, z jakiego strzeliła do siebie jego ukochana. Wędrując po najbardziej obskurnych dzielnicach stolicy natrafia na młodociany gang dowodzony przez Ideiego (Tatsuya Nakamura). Tam spotyka Chisato (Kirina Mano). 


Shinya Tsukamoto działający w kinematografii od lat 90. ubiegłego wieku doczekał się w wielu kręgach statusu twórcy kultowego. W ostatnich miesiącach obejrzałem parę jego wyczynów, zarówno jako reżyser (Detektyw nocnych koszmarów), jak i aktor (Ichi zabójca) i szczerze mówiąc jego styl nie przypadł mi do gustu. Jednak biorąc pod uwagę jego obfitą filmografię (37 filmów jako aktor, 21 jako reżyser) wciąż próbuję dorwać się do filmów, które mogą mi się spodobać. Od jakiegoś roku chciałem obejrzeć wysoko oceniany Bullet Ballet, jednak ciężko było to zdobyć. Teraz jednak, gdy już się to udało i film obejrzałem czuję się bardzo rozczarowany. Po prostu styl, w jakim powstał zupełnie do mnie nie trafia. Rozumiem, że rwany montaż i niedbale prowadzona kamera z ręki to nie efekt niedouczenia reżysera, a element zamierzony, jednak nie przekonują mnie zupełnie tego rodzaju zabiegi. Także sama fabuła filmu jest strasznie płytka i zupełnie mnie nie absorbowała. Bohater miota się po melinach i zakazanych zaułkach, dostaje baty od młodocianych gangusów, później zaś gania się z nimi po mieście. Film jest krótki, jednak i tak zamiast pełnego metrażu można byłoby zrobić z niego krótką etiudę. Oczywiście niektórzy będą próbowali dopatrzyć się w filmie przedstawienia dwóch światów - tego zwykłych, porządnych ludzi i tego drugiego - brudnego, nocnego świata marginesu społecznego. Jednak żadne drugie dno nie przysłoni dla mnie faktu, że film jest po prostu słaby. Duży zawód. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz