czwartek, 15 grudnia 2016

Ronin

Straż przyboczna (Yôjinbô)
Japonia 1961
reż. Akira Kurosawa
gatunek: dramat, akcja

W 1964 roku Sergio Leone nakręcił pierwszą część Dolarowej Trylogii z Clintem Eastwoodem, czyli Za garść dolarów. Wspominam o tym ze względu na to, że fabuła była niemal identycznym przeniesieniem do westernowego klimatu opowieści Kurosawy. Japoński reżyser zaskarżył producentów filmu Włocha o wykorzystanie pomysłu bez jego zgody i nawet zasłużenie wygrał proces. 


Japonia XIX wieku. Do miasta, w którym trwa walka między dwoma skonfliktowanymi klanami przybywa samotny samuraj, Sanjuro (Toshirô Mifune). Szybko daje się poznać jako przerastający wszystkich umiejętnościami mistrz miecza. Obaj lokalni watażkowie próbują przeciągnąć samuraja na swoją stronę, ten jednak woli przyglądać się ich zmaganiom przesiadując w oberży Gonjiego (Eijirô Tôno). Tymczasem do miasta powraca po długiej nieobecności brat z jednego z bossów - Unosuke (Tatsuya Nakadai). 


Pierwsze, co rzuca się w oczy (i myśli) to fantastyczny klimat, jaki towarzyszy miasteczku. Oglądając film faktycznie można się przenieść w czasie do Japonii czasu anarchii. Oprócz wiernie odwzorowanego miasta swoje robi tu także bardzo odpowiednia muzyka, ze świetnym motywem przewodnim na czele. Także gra aktorska stoi tu na wysokim poziomie - mamy przede wszystkim Toshirô Mifune, który swą obecnością dodaje zawsze co najmniej jeden punkt do filmu, w którym gra. Dodatkowo jego oponentem jest tutaj drugi gigant japońskiego aktorstwa - Tatsuya Nakadai. Choć ci aktorzy spotykali się na ekranie przez ponad ćwierć wieku (1954 do 1980) w aż czternastu wspólnych produkcjach, to oglądanie ich razem nigdy się nie znudzi. 
Jak kiedyś już wspominałem samurajskie filmy mają coś z westernów i śmiało można ten film nazwać easternem - zmienia się kultura i kontynent, colty są zastępowane przez katany (choć jeden z bohaterów posługuje się pistoletem), lecz wszystkie prawidła. jakimi rządzi się gatunek pozostają niezmienne (dlatego też Leone bez problemów mógł splagiatować film). 
Niestety ząb czasu też dosięgnął tę produkcję, co widać boleśnie przy scenach walki. Niestety po ponad pół wieku od premiery pojedynki na miecze prezentują się bardzo, ale to bardzo słabo z technicznego punktu widzenia. Wiadomo, że wówczas nie istniały efekty specjalne, jakie znamy dzisiaj i wszystko musiało być bardziej teatralne i umowne, jednak nie sposób nie odjąć co najmniej  punktu filmowi, gdyż po prostu walki bez krwi, ran, obrażeń wyglądają po prostu źle.
Jednak generalnie warto przenieść się do tego miasteczka, by poznać losy jego mieszkańców i samuraja znikąd. Choćby dla naprawdę dobrze nakręconych zdjęć, genialnemu aktorstwu i pasującej co całości muzyki. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz