wtorek, 22 listopada 2016

Odyseja kosmiczna

Interstellar
USA, Kanada, Wielka Brytania 2014
reż. Christopher Nolan
gatunek: science-fiction

Christopher Nolan to istny Midas współczesnej hollywoodzkiej kinematografii. Wydawać by się mogło, że wszystko, co dotknie zmienia się w filmowe złoto - nie tylko to kasowe wyrażane w milionach dolarów pozostawionych w kinie przez widzów, ale i to wyrażane w nagrodach filmowych. Autor trylogii Batmana, Memento czy Incepcji moim zdaniem nawet jeśli zawsze znosi tylko złote jaja, to nie wszystkie z nich są nadzwyczaj strawne. A jak więc jest z opisywanym filmem?


W niedalekiej przyszłości Ziemi grozi zagłada. Większość instytucji publicznych zwija się, a ludzkość przeżywa wielki regres cywilizacyjny oczekując marnego końca. Były pilot jednostek kosmicznych, Cooper (Matthew McConaughey) przypadkowo odnajduje tajny ośrodek NASA, w którym przygotowuje się plan ewakuacji Ziemian na inną, zdatną do zamieszkania planetę. Mężczyzna zostaje przekonany przez nadzorującego program profesora Branda (Michael Caine), by pilotował on kosmiczną ekspedycję. Cooper udaje się więc w kosmos, między innymi wraz z córką profesora (Anne Hathaway). Tymczasem na Ziemi zostaje jego córka, Murph (Mackenzie Foy i Jessica Chastain)... 


Nie chcę tego filmu oceniać pod względem naukowym, gdyż na temat fizyki teoretycznej kwantowej czy jakiejkolwiek innej mam tyle pojęcia, co Neandertalczycy o trójpolówce. Z trudem przeczytałem pół Krótkiej historii czasu Hawkinga, z czego zrozumiałem może 1/5, tak więc musiałbym być bardzo zarozumiałym ignorantem, żeby stawiać się w pozycji wiedzącego lepiej, niż autorzy, których konsultantem był sam Kip Thorne, czyli ekspert od m.in. teorii tuneli czasoprzestrzennych. Czytając jednak naukowe teorie w odniesieniu do filmu eksperci twierdzą, że część z nich jest przedstawiona okej, część zaś jest tylko pseudonaukowym bełkotem na potrzeby filmu. Jednak chyba widzowie są w stanie wybaczyć to, gdyż jeśli chciałoby się oglądać tylko 100% realne filmy wybrałoby się te, o facecie w łódce (np. Śmierć w Wenecji) niż o facecie w statku kosmicznym poruszającym się po wszechświecie za pomocą dziur czasoprzestrzennych. 
Bardziej jednak razi mnie w tym filmie niekonsekwencja w działaniach jak najbardziej rzeczywistych, tych typowo ludzkich. Takich, jak na przykład wiele nieścisłości i głupich zachowań bohaterów: dla przykładu Cooper zjawiający się w tajnej bazie dostaje bez przeszkolenia ważną misję mającą uratować gatunek. Nie spojlerując napiszę tylko, że takich głupich rzeczy jest więcej. 
Wizualnie film stoi na naprawdę dobrym poziomie, efekty specjalne stworzone są fachowo (doczekały się Oscara), wszystko wygląda bardzo profesjonalnie i pasuje do podgatunku space opery. Także aktorsko produkcji nie można nic zarzucić, szczególnie zaś jestem pod wrażeniem dobrej roli młodej Foy. Chociaż uważam, że Hathaway nie została obsadzona zbyt trafnie, aktorka ta niezbyt pasuje mi do takiej roli. 
Fabularnie zaś jestem różnie. Sam wątek podróży i naukowej otoczki jest okej, chociaż autorzy niezbyt wiedzą czy chcą być bardziej science czy jednak fiction jednak te płaczliwe monologi i dylematy bohaterów są frustrujące. Film wydaje się być też odrobinę za długi. 2:50 godz to dużo, myślę, że 2:30 by w zupełności wystarczyło. 
Reasumując film ten jest imponujący w sferze wizualnej, próbuje być inteligentnym kosmiczną fantastyką (chociaż klimatem klaustrofobicznej podróży na statku nie dorasta do pięt Obcemu), w dość przystępny i atrakcyjny sposób pokazujący widzowi niektóre teorie naukowe. Jest tu jednak też sporo nieścisłości, zbyt dużo dłużyzn i przynudzających scen. Tak więc jest przyzwoicie, jednak szału nie ma. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz