niedziela, 13 listopada 2016

Bachor

Dzieciństwo wodza (The Childhood of a Leader)
Francja, Węgry, Wielka Brytania 2015
reż. Brady Corbet
gatunek: dramat

Od czasu, gdy przeczytałem o powstawaniu tego filmu miałem chrapkę na obejrzenie go najszybciej, jak się tylko da. Film zapowiadał się ciekawie zarówno pod względem fabularnym, jak i aktorskim, a poza tym został osadzony w ciekawych realiach. Mimo że przegapiłem jego przedpremierowy pokaz na lokalnym festiwalu, to wybrałem się na jego premierowy weekend w kinie. Okazało się po raz kolejny, że moje oczekiwania były zbyt duże, niż to, co dane mi było zobaczyć.


Młody Prescott (Tom Sweet) przybywa wraz z rodzicami do Francji, gdzie jego ojciec (Liam Cunningham) jest jednym z negocjatorów powojennego ładu w Europie. Zaniedbywany przez radykalnie katolicką matkę (Bérénice Bejo) chłopiec spędza czas z nauczycielką francuskiego (Stacy Martin) i gospodynią (Yolande Moreau). Z każdą chwilą staje się przy tym coraz bardziej nieznośny...


Film Corbeta nawet nie próbuje kryć tego, że aspiruje do czegoś więcej, niż bycie kolejnym filmem dla zwykłych zjadaczy chleba. Młody amerykański reżyser jednak przesadza z udowadnianiem na siłę artyzmu filmu, serwując widzom wręcz metafizyczne sceny w każdym dogodnym do tego (wg niego) momencie. W rezultacie dostajemy film przeszarżowany, który może być dobrym przykładem triumfu formy nad treścią. Interludia i uwertury w stylu bardziej uduchowionych produkcji Wernera Herzoga mijają się tutaj z wysublimowanymi kadrami, przypominającymi zachwyt nad portalem w Imieniu róży. Ta fetyszyzacja wręcz różnych kopuł, czy nabożne przedstawianie procesji jest pozbawione jakiegokolwiek sensu i powodu, czysta sztuka dla sztuki. Także uduchowiona, rozdmuchana, wręcz barokowa muzyka nijak nie pasuje do tego, co widzimy na ekranie. Dzięki temu wedle zamysłu sceny powinny być bardziej podniosłe, jednak wypada to śmiesznie, a końcowa sekwencja wręcz męczy.
Fabularnie zapowiadało się o wiele więcej, niż dostajemy. Chciałem otrzymać psychologicznie pogłębioną analizę dzieciństwa tytułowej postaci, jednak dostałem tylko jakąś wyciętą namiastkę, nędzną wersję demo oczekiwań. Bohater staje się dyktatorem, gdyż rodzice mimo zapewnień o stanowczości pozwalają mu za dużo, przez co dopuszcza się takich czynów, jak nie zjedzenie obiadu czy zamknięcie się w pokoju. Tego typu zachowania dotyczą 95% dzieci w jego wieku jednak...
Na plus można zaliczyć na pewno warstwę aktorską. Do znanego z Gry o tron Cunninghama dołączają zimna jak lód Bejo i nieźle wypadający tu Pattinson. Zawsze miło też zobaczyć na ekranie nimfomankę Martin i Moreau. Jednak to chyba za mało, by mówić, że film jest chociaż niezły.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz