sobota, 5 marca 2016

Pocztówka z Juarez

Sicario
USA 2015
reż. Denis Villeneuve
gatunek: thriller

Denis Villeneuve kupił mnie całkowicie poprzednim swoim filmem, jaki obejrzałem. Było to świetne i absolutnie genialne dzieło Pogorzelisko, które oceniłem w moim osobistym rankingu jako najlepszy film obejrzany przeze mnie  w zeszłym roku (całość dostępna tutaj) i jeden z lepszych filmów, jakie widziałem w ogóle. Wcześniej miałem przyjemność obejrzeć jeszcze bardzo solidny Labirynt, który wydany został już po Pogorzelisku i pokazywał, że reżyser jest wciąż w dobrej formie. Dlatego zabrałem się z dużym entuzjazmem za najnowszy film Kanadyjczyka, który dodatkowo został ozdobiony hollywoodzkimi gwiazdami. I mam kilka sporych zastrzeżeń do całości. 


Młoda agentka FBI Kate Macer (Emily Blunt) po tym, jak wraz z ekipą dokonuje makabrycznego odkrycia zwłok w domu w Phoenix, który należy do meksykańskiego gangstera zostaje przeniesiona do komórki CIA, która rozpracowuje jego kartel. Kobieta trafia pod skrzydła niejakiego Matta Graver'a (Josh Brolin) oraz poznaje tajemniczego Alejandro ( Benicio Del Toro).


Ciężko zarzucić coś najnowszej produkcji Villeneuve'a od strony realizacyjno - technicznej czy też aktorskiej. Oscarowe nominacje za muzykę  Jóhanna Jóhannssona, montaż dźwięku czy zdjęcia mówią same za siebie, że w tej kwestii jest dobrze lub nawet bardzo dobrze. Także gra aktorska w wykonaniu głównych bohaterów nie pozostawia wiele do życzenia. Film dostarcza też kilka niezłych scen z newralgiczną, kilkunastominutową przejażdżką do meksykańskiej stolicy zbrodni - Juarez, gdzie jest odpowiednio duszny i gęsty klimat właściwy gatunkowi. 
Całość niestety bardzo traci na dosłownie bezmyślnie głupim scenariuszu. Cóż z tego, że scena w Juarez jest dobrze zrobiona, gdy kiedy pomyślimy sobie o niej na spokojnie to dochodzimy do wniosku, że jest też niedorzeczna. Zorganizowany, uzbrojony po zęby konwój najlepiej wyszkolonych amerykańskich agentów nie potrafi zaplanować przejazdu kilometrowej trasy, wiedząc, że gangsterzy będą chcieli odbić konwojowanego bandytę pakują się w wielki przygraniczny korek...Do tego gdy dochodzi już do próby odbicia na ten wielki konwój zamachuje się kilku chłystków przybyłych w dwóch niemal zdezelowanych samochodach...oglądając tą naprawdę mocną sekwencję w Juarez czeka się na bóg wie co a dostaje się aż taką amatorszczyznę. To tak jakby w oczekiwanej walce o mistrzostwo Ligi Mistrzów zawodnicy pokazali poziom Chrobrego Głogów czy Chojniczanki Chojnice...Także sam pomysł na to, że działająca na granicy prawa, ale też często poza prawem jednostka CIA potrzebuje wziąć kogoś z FBI, by legitymizować swoje działania wewnątrz kraju jest głupi. Do tego kobieta w takim towarzystwie to raczej pasuje jak pięść do nosa i to, że z całej ekipy FBI pada właśnie na nią to kolejny nonsens. 
Ogólnie więc czuję się rozczarowany tym filmem, gdyż całość pozafabularna wyszła naprawdę solidnie, jednak scenariusz jest tak słaby, że trzeba za niego odjąć tak co najmniej 2 oczka w dziesięciopunktowej skali. Szkoda.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz