czwartek, 24 marca 2016

Morskie opowieści

W samym sercu morza (In the Heart of the Sea)
Australia, Wielka Brytania, USA 2015
reż. Ron Howard
gatunek: dramat

Obejrzałem będąc w kinie zwiastun tego filmu kilkukrotnie i za każdym razem nie porwał mnie on zbytnio. Dlatego też minęło trochę czasu od oficjalnej premiery, nim zdecydowałem się przystąpić do seansu. Spodziewałem się filmu luźno opartego na Moby Dicku Hermana Melville'a, XIX wiecznego klasyku literatury światowej. Jednak w trakcie samego seansu okazało się, że choć postać Melville'a pojawia się w filmie to jest on bardziej wzorowany na losach załogi statku wielorybniczego Essex, które opisał wcześniej załogant Owen Chase, a historycznie do sprawy podszedł też niejaki Nathaniel Philbrick w niewydanej w Polsce książce. 


W połowie XIX wieku do domu Toma Nickersona (Brendan Gleeson) przybywa pisarz Herman Melville (Ben Whishaw) przekonując go do opowiedzenia mu historii wyprawy statku wielorybniczego Essex sprzed trzech dekad. Nickerson niechętnie wraca do tamtych czasów wspominając o swoim pierwszym rejsie pod dowództwem kapitana Pollarda (Benjamin Walker) i pierwszego oficera Owena Chase'a (Chris Hemsworth) oraz konsekwencji spotkania się z białym wielorybem...


Ciężko mi jest ocenić ten film jednoznacznie. Z jednej strony naprawdę dobrze mi się oglądało, opowiedziana w nim historia była wciągająca (a co najlepsze - prawdziwa), a aktorstwo stało na wysokim poziomie. Z drugiej zaś strony wszystko, co według Howarda i producentów miało stanowić o sile filmu moim zdaniem nie zagrało tak, jak powinno. Zaczynając od bardzo sztucznie wyglądających scen kręconych przy użyciu blue screenu, po zbyt częstą patetyczną muzykę, która towarzyszy bohaterom niemal na każdym kroku, czy naprawdę przesadną częstotliwość używania spowolnienia czasu. Niestety sceny efektów specjalnych wyglądają strasznie nienaturalnie i po prostu widać, że są robione metodą komputerową. Postaci snujące się po statku i dziwnie się zachowujące na tle sztucznego tła wyglądają bardzo słabo i mnie przynajmniej raziły. Pozytywnie zaś odebrałem sceny, gdy z samego serca morza przenosimy się do przytulnego mieszkania starego Nickersona. Naprawdę ta lokacja twórcom wyszła bardzo dobrze. Także sam klimat nadmorskiego miasteczka portowego pierwszej połowy XIX wieku wyszedł twórcom nieźle i szkoda tylko, że scen dziejących się na uliczkach miasta jest tak mało.
Sama historia opowiedziana jest całkiem wciągająco, a biorąc pod uwagę to, że mamy do czynienia z faktami tylko nieco przerobionymi na potrzeby filmu dodaje jeszcze więcej plusów dla widza. 
Ogólnie lubię filmy o tematyce marynistycznej, szczególnie dziejące się w okresie wcześniejszym niż XX wiek. Dlatego też mimo wielu braków, jakie ma film Howarda nie mogę przejść wobec niego całkiem obojętnie. Całość, choć bywa irytująca ma kilka solidnych, mocnych punktów, dzięki czemu wypada lepiej niż niezbyt według mnie dobry zwiastun. A po obejrzeniu filmu mam ochotę zagłębić się wreszcie w dzieło Melville'a, a może nawet dotrzeć do zapisków samego Chase'a Narrative of the Most Extraordinary and Distressing Shipwreck of the Whale-Ship Essex. A jeśli w kinie chodzi też o to, aby pobudzić ciekawość to opisywana produkcja najwyraźniej to założenie spełnia. Jak na blockbuster nie jest źle, umiarkowanie polecam. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz